19.12.2013 Tel Aviv – Jerozolima
Zanim się zebraliśmy zrobiła się 10. Marszrutka nr 16 podwiozła nas za 2 x 6 szekli do dworca autobusowego przy Levinsky. Dworzec jest magiczny ma 7 pięter; autobusy odjeżdżają z 6 i 7 piętra poniżej jest bazar. Bilet kupuje się u kierowcy kosztuje 18 szekli. Bagaże i Pola gratis. Jedzie się ok. 1h Odjazdy są co ok. 30 minut. Do Jerozolimy jest prawie cały czas autostrada różnica wysokości ok. 600 metrów na korzyść Jerozolimy, Jest jeszcze tu sporo śniegu , a i chłodniej jakoś tak się zrobiło. Dworzec jest trochę na odludziu. Bierzemy tramwaj za 6,60 i jedziemy pod bramę damasceńską ze 7 przystanków. Tłok niesamowity. Kapelusz przy kapeluszu , pejs przy pejsie. Jadziemy chałat w chałat. Tu jest jakiś hostel i dworzec autobusów do Betlejem , z którego jutro skorzystamy. Hostel 230 – drogo. Znajdziemy tańszy i lepszy na starówce. Błąd. Nie znajdziemy… Przeszliśmy aż prawie pod ścianę płaczu. Ania i Pola usiadły przy wystawie Alone at the Wall , a ja poszedłem już bez garbów się rozejrzeć za czymś do spania. Zaraz napotoczył się jakiś potomek Abrahama. Wyglądał przyzwoicie. Zadbany z kubkiem kawy w ręku. Powiedział , że mnie zaprowadzi do hotelu. Faktycznie zaprowadził do takiego za 100 euro. Jak mu powiedziałem , że za drogi , to mi powiedział , że mnie zaraz zaprowadzi do tańszego. Tańszy był pełen. Gudłaj powiedział bym się nie martwił , bo obok jest jeszcze jeden hotel. W międzyczasie wyprowadził mnie w jakąś wąską krętą uliczkę. Tu powiedział głosem nie znającym sprzeciwu , że mam mu dać 50 szekli zaliczki, bo jak mu nie dam to nie zaprowadzi mnie do tego trzeciego hotelu i tu zostawi , a stąd nie znajdę drogi do rodziny , a nawet jak znajdę , to on tam będzie pierwszy i weźmie te 50 szekli od mojej żony. O Judaszu. Nieładnie. Tak interesów się nie robi. Wyciągam telefon. Udaje że dzwonię do Ani. Coś tam gadam po polsku i wtrącam policja , policja. To wystarcza wstrętny parch coś tam klnie pod nosem i znika. I jak tu być filosemitą?? Inna sprawa , że to był trochę desperat miał z 55 lat i jeszcze mu takie figle w głowie. Trafiłby na kogo innego bardziej nerwowego i ziemia święta byłaby znów zalana żydowską krwią..
Inna sprawa , że trafić do Ani i Poli wcale nie było tak łatwo. Tu miasto ma ze 4 poziomy uliczek: najniższe bazarowe , powyżej komunikacyjne i najwyższe widokowe , a i chodzi się jeszcze po dachach.
Po jakichś 15 minutach sukces znowu razem. Patrzymy z góry na ścianę płaczu. Pustawo dziś coś. Idziem do Bramy Gnojnej i za murami obok kościoła św. Piotra z kurami i cmentarza na którym spoczywa Oscar Schindler ten od Listy Schindlera mijając Bramę Syjońską dochodzimy pięknym parkiem do bramy Jaffa. Tu jest informacja turystyczna. Dają nam darmową mapę Jerozolimy i hasło do darmowego wifi. Jacyś naciągacze chcą za bułkę 10 szekli. Bułka warta jest max 2 szekle.
Naciągaczy , natrętów , nagabywaczy , nawoływaczy , fałszywych studentów , namawiaczy i fałszywych przewodników są tu nieprzebrane rzesze. Miasto jest naprawdę bardzo turystyczne… Szukam hosteli. Mam teraz mapę i idzie mi to znacznie łatwiej. Ten nieczynny ten za drogi. O ten OK. New Sweden na głównej ulicy bazarowej. Niepozorna , ciasna klita będzie naszą norą na dzisiejszą noc. Cena 200 szekli pokój wart max 80. Cóż robić. Trza bulić.
Zostawiamy graty i idziemy jeszcze trochę pozwiedzać. Czynna jest Bazylika Grobu Pańskiego. Byliśmy w niej w czasie Wielkanocy 2010. Tłum był wtedy dziki. Zeszło się ze 3h i niewiele użyliśmy. Dziś spoko na luzie całość zaliczamy w max 20 min , po drodze spotykając jeszcze tych naszych łódzkich cyklistów z TelAvivu. Modlą się w kaplicy etiopskiej.
Ta bazylika to straszliwy dziwoląg. Więcej opisów o niej będzie jak uaktualnię wyjazd poprzedni. Dość powiedzieć , że nie należy ona do żadnego odłamu chrześcijaństwa , zawiadują ją muzułmanie otwierając i zamykając bramę , a chronią osobnicy wyznania mojżeszowego.
Przy bramie damsceńskiej jemy pyszne falafele po 8 szekli , poprawiamy kebabami po 10 szekli i głód przegoniony. Na deser piwko tym razem niemieckie Konigsbacher , bo było najzimniejsze. Przelatujemy jeszcze po opustoszałej już starówce i w hotelu robimy dla Poli kolację. Jak ona uwielbia ten babciny miód.
Dziewczyny padają , a ja korzystam z uroków freewifi.
Jutro w planach ciekawy dzień – Autonomia Palestyńska w wersji Betlejem+????