Udało mi się wyrwać na parę dni z domu, by trochę powalczyć z kgp. Na początek Ślęża. Przemieszczam się rowerem, nie mam kompa, mam tylko smerfona, a na nim pisze się kiepsko, no i fot też za wiele nie zamieszczę - po powrocie błędy poprawię, a zdjęcia uzupełnię.
Pociąg ir jedzie 6h z groszami i za niecałe siedem dych pozwala na dotarcie do Wrocławia. Do Ślęży jeszcze 47 km. Najpierw się zamotałem w drodze na Krzyki, bo ta ścieżka to jest i jej nie ma. Potem ciężki przejazd przez autostradę i drogę na Kłodzko. Dalej już bocznymi dróżkami i są Sulistrowice z kampingiem nad zalewem. Kamping pusty, bo wodę spuścili z powodu podmycia tamy przez wielkie lipcowe deszcze. Bar jest po drugiej stronie tamy. Można rowerem przejechać. Jest piwo i super zapiekanka.
Portier bierze dowód i można rozbijać namiot, jutro opłata. Noc zimna księżyc w pełni.
Rano słońce. Zwijam namiot. Płacę 19 zet za noc, zostawiam garby na recepcji i w górę. Idzie się ok 50 min, prosto pod górę, szlakiem czerwonym. Zejście to 30 min. Inne drogi to z Sobótki, którą szedłem trzy lata temu z Polą w manduce oraz ta z przełęczy Tąpadła.
Na szczycie jest kościół, schronisko PTTK, antena tv, oraz rzeźba niedźwiedzicy z V wieku. Widoki dość rozlegle, mile. W PTTK żarcie drogie i nienajlepsze; noclegi pewnie też drogie, bo to Dom Turysty. Czasu mało trza zdążyć na pociąg.
Dodałem bonus w postaci 7 zdjęć ze Ślęży z 2010r. z Polą w roli głównej