02.07 wtorek
Dzień rozpoczęliśmy do Monasteru Tatew. Pochodzi z IXwieku i jest pięknie położony w górach po drugiej stronie kanionu w odległości od 30 km od Goris. Dojeżdża się do wioski Halidzor , skąd do klasztoru kursuje kolejka linowa – cud techniki dzieło mistrzów austriacko-szwajcarskich , najdłuższa jednosekcyjna kolejka linowa na świecie – długość 5750 m , przejazd około 11 minut , w pewnym momencie wisi się 300 metrów nad kanionem. Kolejka ma 3 słupy i 2 wagoniki mieszczące po 25 osób. Przejazd praktycznie na bieżąco – cena 4000 w dwie strony , 3000 w jedną.
Monaster Tatew ma piękne widoki na okolice i stanowi ciekawą fortyfikację. Jest w bardzo dobrym stanie , mimo wielu zniszczeń. Dokonanych na przestrzeni wieków przez muzułmanów i trzęsienia ziemi.
Gdy ktoś nie jedzie kolejką tylko jedzie drogą mija Czarci Most – stworzony siłami natury most nad rzeką , która wyżłobiła kanion. Widoki rewelacyjne , skałki , kanion + gorące źródła.
Droga do Stepanakertu jest dobrej jakości – dotarliśmy tam po około 2h jazdy , zatrzymując się po drodze w Szuszy , gdzie obejrzeliśmy ładną katedrę oraz czołg. Przejście graniczne między Armenią , a Górskim Karabachem jest formalnością. Zapisują nas w zeszyt , dają karteczkę i każą w MSZ w Stepanakercie dopełnić formalności wizowych płacąc po 3000 dram od osoby.
Górski Karabach to prawnie zbuntowana prowincja Azerbejdżanu , formalnie niepodległe państwo przez nikogo nie uznawane , a w rzeczywistości część Armenii – niczym się nieróżniąca od reszty kraju.
Moim zdaniem Górski Karabach nie jest krajem , bo:
- nie ma własnej waluty
- nie ma własnych nr rejestracyjnych samochodów
- nie ma własnych produktów
- ma flagę bardzo podobną do armeńskiej
- Armenia uważa Karabach za drugie państwo armeńskie mówiąc , że Jest Armenia właściwa i Górski Karabach.
To quasi-państwo zajmuje obszar ok. 12.000 km2 , ma około 140 tys ludności , w tym ok. 60 tys. w Stepanakercie. Zamieszkiwane jest wyłącznie przez Ormian. Jest bezpieczne , choć ślady wojny z początku lat 90 – tych nadal są widoczne.
Na dworcu autobusowym szlabanowy nagonił nam nocleg za 20000 dram od 5 osób w dużym pokoju z łazienką i ciepłą wodą. Gospodarz nakręcił imprezę kupując 3 butelki wódki i mięso na szaszłyki oraz pomidory na sałatkę i inne przysmaki. W Karabachu pije się ostro…
Zanim doszło do imprezy zwiedziliśmy miasto , w którym poza Karabachem nic nie ma. Kilka budynków rządowych , jakiś mini park , pomnik babci i dziadka – czyli pomnik więzi z górami – symbol narodowy i to w zasadzie wszystko. Miasto jest OK. – nie działa tu roaming , a i bankomat chyba też nie obsługuje Visy i MasterCarda. Jest za to Wi-Fi darmowe w okolicach centralnego placu. Tego dnia zaczęło padać.