26.06 środa
Na wstępie autokorekta do wczorajszego wpisu. Pan Iwanaszwili nie jest prezydentem tylko jest premierem. Prezydentem nadal jest Saakaszwili. Twierdzę w Achalcyche nie odnowił Iwanaszwili tylko jego poprzednik , czyli jak w tym starym ruskim kawale co to brzmiał , że Radio Erewań najpierw podało , że w Moskwie rozdają Mercedesy , a potem sprostowało , że w nie w Moskwie tylko w Leningradzie , nie Mercedesy tylko rowery i nie rozdają tylko kradną…
Wino jednak było podstępne – czaszka dymiła do 14.00. O 10.00 w naszym pokoju pojawił się jakiś nieznajomy człowiek i powiedział , że wczoraj zamawialiśmy taksówkę u jego kolegi , a kolega nie może i on będzie w zastępstwie nas wiózł. Acha to spoko jedziem , nie mercedesem tylko oplem ale czego nie robi się dla Gruzji. Wsiadamy Pola , Ania , Genek , Ani boląca głowa i Genka boląca głowa , oj ciężko będzie Pola z nami dziś miała….
Wycieczka kosztowała 70 lari , myślę że jakbym się pokręcił powybrzydzał i potargował to miałbym za 50 lari , ale 70 jakoś mi tak zostało w pamięci z Kutaisi. Wycieczka trwała 7 godzin zrobiliśmy około 150 km. Najpierw Wardzia – miasto wykute w tufowej skale na wysokości ok. 1350 m npm, gdzieś koło XII wieku , potraktowane trzęsieniem ziemi w XIII wieku i zdobyte przez Turków w XVI wieku , potem opustoszałe , kilka lat temu przekazane mnichom i udostępnione do zwiedzania. Wjazd 3 lari. Zwiedza się koło 90 minut , jest ciekawa kaplica , są tunele , korytarze , strome schodki , pieczary. Całość przypomina Kapadocję , choć tuneli znacznie mniej , za to śliczne widok rekompensują straty.
Obok Wardzii jakieś 800 metrów jest bania z bardzo gorącą wodą z okolicznych źródełek. Za 5 lari bania na wyłączność na godzinę…
Po banii zruinowany W XVIw. zamek Cherwisi wyrastający nad ujściem Paravani do Kury. Jak wieść gminna niesie coś na kształt zamku było tu już za czasów Aleksandra Macedońskiego , a na pewno w 985 roku. Obecnie ciekawostką zamku jest to , że pasą się tu krowy…
Kolejny obiekt po trasie to pomnik Szoty Rustawelego autora narodowej epopei Witeź w tygrysiej skórze , który urodził się w tych okolicach w XIIw.
Potem polnym duktem 12 km do Sapary – monastyru ukrytego jakieś dobre 1000 lat temu gdzieś pośród gór. Jego centrum stanowi kościół św. Saby z pięknymi freskami z XIVw. Nad kompleksem wznoszą się ruiny twierdzy , która go kiedyś chroniła.
Pięknie spędzony czas w tym gruzińskim upale. Bez taksi w 1 dzień raczej trudne do zrealizowania..
W knajpie zaryzykowałem i kupiłem suszoną rybę. Ryba pochodziła zapewne z Morza Martwego , gdyż ponad 40% jej masy stanowiła sól.
Potem plac zabaw dla Poli dla nas odpoczynek i hotelu się wymyć po całym upalnym dniu. Hotel jest tani i wody jak nie było rano tak i nie ma wieczorem… A to Ok. będzie więcej czasu na sen… A jednak nie… Obsługa jest przygotowana na okresowe braki w dostawie wody i daje nam 2 baniaki wody po 6 litrów , kubek o pojemności 1 litra i czajnik. No trudno trza się będzie umyć. Ania nie takie sztuki ćwiczyła i 12 litrach wody spokojnie umyłaby nie tylko naszą trojkę , ale spokojnie całą grupę Poli z Przedszkola. Przy okazji pozdrowienia dla wszystkich kolegów i koleżanek Poli z podwórka i przedszkola. Ania ma w swoim podręcznym bagażu nakrętkę na PET-a podziurawioną cienką igłą. Nakłada tę nakrętkę na butelkę z wodą i spokojnie się wymywa cała zużywając nie więcej niż 1 litr wody.
Także wymyliśmy się w 6 litrach wody. Pozostałe 6 litrów pijemy , bo ta ryba i ta sól robią swoje….
Jutro Giumri leżące już w Armenii.