Lemesos - Larnaka 26.12.2012
Ilość snu na noclegu u dziada była proporcjonalna, do jakości oferowanych usług. Na niewiele się zdała wymiana pościeli: stara czy nowa, biły podobnie - zmienił się tylko kolor plam. Oj kąpiel po tym noclegu obowiązkowa. Ponieważ zapłaciłem z góry za 2 noce trza było od dziada odzyskać 30 euro za niewykorzystana druga noc. Na szczęście dziad nie robił problemów i kasę zwrócił. To go ratuje, ale i tak hostel-pomyłka omijać z daleka. Gorszy od niego był chyba tylko 2 lata temu w Atenach no, ale to inna historia.
Teraz wsiadamy w busa nr 30 i jedziemy na plażę do super hotelu Meridien znajdującego się na końcu dzielnicy hotelowej, składającej się z około 50 mniej lub bardziej wypasionych obiektów ulokowanych po obu stronach drogi, wiodącej wzdłuż morza i tzw. plaży – tzw., bo piachu tu za dużo nie ma. W tym naszym hotelu leży się np. na świeżo skoszonej trawie. Plaża południowa, słonce pięknie świeci, jest ze 20 stopni. Woda słona ma kilka stopni mniej. Za zimna na kąpiele zresztą i tak plaża prawie pusta. W użyciu język rosyjski lub angielski.
Ciekawostką jest to, że na plażach są tu elektrownie olejowe z kilkoma kominami – elektrownie potrzebują dużo wody, a ta jest tu tylko w morzu. Widok kominów na plaży jest niecodzienny. Pola zbiera muszelki Ania odsypia noc u dziada i dzień jakoś zlatuje. Po trzech godzinach plażowania zwijka. Dowiaduje się, że przy głównej drodze zatrzymuje się autobus do Larnaki – a to dobrze nie trzeba wracać do Limassol; można iść do baru na cos ciepłego. Ceny w barach tak 2 razy jak w Polsce: zupa ok. 4 euro, danie ok. 8 euro.
Nadjechał autobus i za 3 euro zawiózł nas do Larnaki. System biletowy jest tu uniwersalny – bilet miejski euro, bilet dobowy 3 euro, bilet międzymiastowy 3 euro, bilet międzymiastowy powrotny 5 euro. Bilet wydziera kierowca z bloczka i stempluje na nim datę. Tabor przyzwoity. Pasażerowie to Lankijczycy, Hindusi, Chińczycy i my…
Po godzinie docieramy do Larnaki. Jest już ciemno. Autobus oczywiście tradycyjnie zatrzymuje się nie na dworcu, tylko gdzieś w mieście i bagaże trza wyładowywać na środek chodnika. Dość szybko docieramy do głównego placu – jest tu pełno ludzi i wysoka dziesięciopiętrowa zabudowa. Wreszcie cos się dzieje. Wśród wielu knajp jest McDonald, a w nim net. W necie wynajduje hotel Sunflower – jest 500 metrów stad i ma pokoje po 24 euro za noc. A to super. Recepcjonistka trochę kwęka, bo Pola ma więcej niż 2 lata i powinniśmy za nią zabulić, ale w końcu daje się przekonać, że Pola się zmieści z nami na jednym łóżku i dostawka jest zbędna. Pokój w takim standardzie jak w Pafos z tym że ma jeden pokój, a nie dwa, ale za to na podłodze jest wykładzina i działa klima, wiec się nagrzejemy, bo noce są tu zimne. Można się normalnie wykąpać pod warunkiem, że kapiący lubi wodę o temperaturze powyżej 50 stopni.
Jutro zwiedzamy Larnakę.