Nałęczów składa się z olbrzymiego uzdrowiska kardiologicznego i niedużego miasteczka ok. 4 tys. dusz , które je obsługuje. Kiedyś nazywało się Nałęczów – Zdrój , ale obecnie Zdrój już nie jest… czemu nie wiem…
Uzdrowisko to szereg pawilonów , zakładów leczniczych , spa-marzenie , pijalnia wody i czekolady , klubokawiarnia z fajfami , muzeum Prusa – dość ciekawie rozplanowanych w parku zdrojowym z oczkiem wodnym. Jest tu aleja sław kolarstwa jest ławeczka Prusa , jest mini kiermasz , jest dystrybucja lokalnego piwka Nałęczowskiego. Całość przynajmniej 3h. Wjazd za free , oprócz spa i pijalni wody – 3 zł w tym kubek i pić można dowoli oczywiście tylko wodę z jednego z 3 dostępnych źródeł. Całość założenia to dzieło z końca XIXw. nijakiego Staśka Małachoszczaka.
Miasto do obsługi uzdrowiska to szereg willi z końca XIX w i początku XXw niektóre naprawdę urokliwe i godne polecenia , wykorzystywane obecnie jako apartamenty dla tych co bogatszych sercowców. Ale jest też willa Żeromskiego bardzo skromna zakopiańska na szczycie wielkiej Góry Armatniej. Willa obecnie wykorzystywana jest na cele muzealne w stanie prawie niezmienionym od śmierci pisarza. W parku mauzoleum jego syna , który umarł na gruźlicę w wieku niespełna 19 lat.
Lody - pyszne mniam mniam , szczególnie malinowe , zapewnia cukiernia Pawłowskiego szeroko znana w okolicy. Lody Pawłowskiego to jak Kogut Sarzyńskiego.
5 km od Nałęczowa znajduje się Wąwolnica – kiedyś dumne miasto , od 1870 r wioska około 1 tys. osób z układem małomiasteczkowym w postaci wielkiego rynku z dziwnymi pomnikami. Jest to jedna z najstarszych osad w Polsce - w 1027 r. była już wzmiankowana jako chrześcijańska. Obecnie znana jest głównie z sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej zorganizowanego wokół cudownej figurki , która ocaliła gród przed najazdem tatarskim. Podobno oni na te figurkę oddawali mocz , a ta się po tym uniosła w górę i uczyniła popłoch wśród niewiernych , którzy w panice uciekli zostawiając po sobie tylko ten mocz. Teraz ku uciesze okolicznej gawiedzi figurka od czasu do czasu dokonuje cudownych uzdrowień , a to kogoś wyciągnie z alkoholizmu , a to ktoś zda do następnej klasy , a to się stara panna wyda za mąż , itp. W czasie odpustu na początku września bywa tu podobno nawet 100 tys. osób. Miejsca przed kościołem mają sporo. Kościół to bazylika mniejsza. Całość robi pozytywne wrażenie.
Z Wąwolnicy do Kazimierza prowadzi wiele dróg rozsianych po wzgórzach pełnych pól chmielowo-buraczanocukrzanych. Jest tu kilka mini wyciągów narciarskich , są pyszne maliny , jest wąskotorówka nałęczowska. Jedzie rowerem się cudownie – ruch nieduży , drogi asfaltowe , ścieżki znakowane – lud tu żyjący zaradny i kasę z Unii na ścieżki w ramach rozwoju obszarów wiejskich wydębił. Trochę wieje , ale cóż robić , taki żywot rowerzysty. jest trochę wąwozów , w jednym z nich już tak ze 4 km od Kazimierza ulokowała się Lipowa Dolina niesamowita agroturystyka prowadzona przez naszych znajomych. Cudownie tu – wrażenie wywarła na nas niesamowite , a jakie jedzenie pyszne. Czas spędzony tu – to czas spędzony w bajce.
My jedziemy dalej – dojeżdżamy do Kazimierza.
Kazimierz Dolny – tu na czytanie mojego opisu szkoda czasu , tu trzeba jechać i być. Piękno samo się broni!
My dalej w drogę do Puław w pociąg i do domu.
50 km zrobione.
Wyjazd zaliczony. Pogoda marzenie.