Balzers 19.08.2012
Spało się nie najlepiej: cięła jakaś meszka. W góry wyszedłem o 10:30. Pogoda piękna. Słońce , brak chmur i wiatru. Nie wiedziałem jak iść , bo nie miałem mapy , a to co była na kampingu , to mi pokazała tylko że po drodze powinno być schronisko w Lewena na 1515 m npm. Wlazłem na jakąś górę na rympał , to był błąd ; potem ledwo zlazłem. Przedzierając się przez krzaczory dotarłem do drogi. To była właściwa droga. Po dwóch godzinach marszu jestem w schronisku. Można tu podjechać samochodem i to takim zwykłym. W schronisku prowadząca pokazała mi mapę kraju - jest w skali 1:50000 i nie zajmuje więcej miejsca niż typowa rozkładówka. Poza tym można tu się napić piwka: za 10 euro - kupiłem 3: jedno wypiłem teraz , a 2 powiedziałem , by pani schłodziła na mój powrót. Okazało się , że normalnie to można wejść tylko na Falknis - 2560 , czyli o 39 metrów mniej niż najwyższy Grauspitz. Grauspitz raczej od strony FL jest niedostępny - wejść na niego można od strony szwajcarskiej. Oki niech będzie Falknis: na szlakowskazie 3h - szedłem 2:40 , najpierw godzinę dwadzieścia do przełęczy na ok. 2000 m , potem mniej więcej tyle samo granią do szczytu , obchodząc go trawersem od południowej strony. Droga dość trudna: ekspozycje , łańcuchy , klamry , ale dobrze oznakowana na biało - niebiesko. Po drodze minąłem z dziesięć osób - widać szlak popularny. Widoki ze szczytu rewelacyjne: dalekie , pełne , dookoła tylko góry , miasteczka w dolinkach i rzeki. Widać było nawet jezioro bodeńskie. Generalnie ok. 2000 różnicy wzniesień zrobiłem w 5:40. Grauspitz widziałem , ale wejść na niego nie ryzykowałem: czasu mało a poza tym mam taka zasadę , że w pojedynkę w nieznanych wysokich górach nieznakowanymi szlakami staram się nie chodzić…
Pora wracać. Do przełęczy godzina dwadzieścia + do schroniska pięćdziesiąt minut. W schronisku pani podaje mi chłodne piwko , mówi , że jej maż obserwował mnie przez lunetę i ocenił , że umiem po górach chodzić , więc jak chce to za 100 franków może ze mną jutro iść na ten Grauspitz. Ja jej na to , że na kampingu na dole czeka na mnie żona i córka. Pani na to , że nawet dobrze się składa , bo gość co stoi obok za parę minut będzie jechał w dół i może mnie zabrać. A to super. Tym sposobem droga powrotna zajęła mi tylko trzy godziny z małym hakiem. Zdążyłem przed zmrokiem… Na polu czeka na mnie niespodzianka. Ania chłodzi piwko pod kranem… O to super. Poza tym są zakupy i winko na nocną gadułę. A to jeszcze lepiej.
W drodze nic nie jadłem , bo mi się nie chciało przez ta lampę. chciało mi się pić , ale przezornie nie wziąłem ze sobą wody – piłem wodę ze strumyka i piwko ze schroniska….
W tym czasie , kiedy byłem w górach Ania i Pola zrobiły pranie , poszły 2 km do miasta na zakupy , znalazły parasolkę , croksy i czapkę oraz super źródełko z lodowatą , pyszną wodą. W sklepie była połka z lokalnymi produktami: można kupić flagę i czekoladę… podatek VAT mają tu minimalny 2,5 i 8%.
Dzień ze wszech miar udany…
Jutro Innsbruck.