Lindau – Balzers 18.08.2012
Zapowiada się na wielki upał na razie jest + 28 i nie ma chmur. Zbieramy się dość szybko , po śniadaniu o 13 jesteśmy w drodze. Po trzech minutach przekraczamy w mój ulubiony sposób , czyli z buta granicę niemiecko – austriacką , po następnych 15 minutach jesteśmy na dworcu w Lochau. Pociąg jeździ co 30 minut , kupuje bilety po 8,70 euro do Balzers w Liechtensteinie. Do Falskirsch jedzie się godzinę. W tym miasteczku jest niewiele godnego uwagi może poza zamkiem nad tunelem , ratuszem , kościołem i kilkoma starymi budynkami. Do FL jest kilka możliwości – z buta ok. 3 km , pociągiem do stacji Busch w Szwajcarii – jedzie kilka dziennie najbliższy za półtorej godziny lub busem nr 13 – jeździ o poł godziny. Ta ostatnia opcja najlepsza. Bus na numerach FL bez problemu i kontroli biletów wiezie do Schaan, czyli największego miasta tego państwa wielkości powiatu. W Schaan robimy zakupy w supermarkecie – szukamy lokalnych produktów: a tu nie ma nic… o to gorzej niż w Mauretanii , tam przynajmniej umieli wodę butelkować i herbatę konfekcjonować. Tu są produkty albo ze Szwajcarii albo z Niemiec ewentualnie z Francji lub Austrii. Lokalne są gazeta , TV , bank , poczta , sieć komórkowa i linie autobusowe. W sklepie oprócz lokalnej waluty, czyli franka szwajcarskiego można płacić euro, ale przelicznik zamiast 0,8 stosują 1:1 wiec lepiej płacić karta. Schaan ma około 6 tys. ludzi i jest największym miastem kraju. Jadąc busem płynnie przechodzi się w Vaduz, czyli stolicę kraju mającą około 5 tys. ludzi. cały kraj ma około 30 tys. ludzi , w tym około połowę rodowitych , reszta to chyba Turki - ich tu widać najbardziej. My w kolejnego busa nr 12 i na jedyny w kraju kamping. Jest. Wysiadamy. Pole pięknie położone pod wielką górą około 300 metrów od głównej drogi. Koszt ok. stówę za noc. Idziem spać na dwie noce. Jutro spróbuję wejść na najwyższy szczyt tego mini kraju. Zagadka dla lubiących geografie: co ma wspólnego Liechtenstein z Uzbekistanem?