Akureyri – Geysir 13.08.2012
Pobudka o 6:45 , o 8:00 byliśmy na dworcu , o 8:30 odjazd normalnym autobusem. Dwóch kierowców: brzuchacz prowadzi , brodacz – ospalec się snuje , widać tengo wczoraj popił… W Varmahlid po godzinie drogi pośród klimatów zaczerpniętych z Alp zmiana pojazdów. Z typowego autobusa przesiadamy się w busika z przyczepką z napędem 4 x 4. Prowadzić będzie brodacz. Brzuchacz pojechał drogą okrężną. Oprócz nas z 5 osób. Odjazd. Nuu brodaty tylko na to czekał. Kjolur to jego żywioł. Po drodze , której nie ma gna jak szalony 40 – 50 km/h podczas , gdy normalne 4 x 4 jadą 30 km/h – wyprzedza wszystko co może. Widać brodacz – to potomek Wikingów , król interiorowych szos. Tym sposobem wszystko jest w kurzu… ale na miejsca postoju docieramy zawsze kilkanaście minut wcześniej niż wynika z rozkładu. Można rozprostować kości , bo straszliwie trzęsie na tych kamulcach. Brodacz na każdym postoju pali kilka fajków , pije kawę i popija kolą , oj jednak wczoraj faktycznie musiał zachlać… postoje są częste: tak mniej więcej godzina trzęsienia , dwadzieścia minut oddechu. Fajek , kawa , fajek , kola , fajek , broda i w drogę. Pogoda super , słońce , nie wieje , troszkę chłodniej niż na wybrzeżu , myślę jakieś 14 stopni , no ale wjechaliśmy prawie na 700 m npm na tym płaskowyżu. Osad nie ma żadnych. Tylko schroniska i pojedyncze chaty jakichś pustelników. Kolejne postoje to: elektrownia wodna , punkt widokowy na lodowce , zona geotermalna z kopcem dymiącym parą niczym lokomotywa lub sto czajników . punkt widokowy na wodospad , baza wypadowa w góry. Droga z widokami wypisz wymaluj jak w Mauretanii: pustynia , kamulce i kurz. Różnica tylko taka , że tu nie wieje , jest chłodniej i góry wyższe , a do tego pokryte lodem… a nie zasiekami. Po 7h docieramy do Gullfoss jest już asfalt i brodacz może jechać spokojnie , wyprzedzając pojazd za pojazdem , wyprzedzanie samochodu to w Islandii dość rzadkie zjawisko , najczęściej każdy jedzie 90 , każdy pod warunkiem , że nie ma brody. Broda nobilituje i dodaje Powera , to z brody bierze się turbodoładowanie… my jedziem 120 km/h – wiadome na postoju czeka kawa , a broda po kawie rośnie najbujniej.
Wreszcie Pola może iść spać , do tej pory nawet jej to się nie udawało mówiła , że boli ją szyja…
Gullfoss – najpiękniejszy wodospad Islandii , to przy brodaczu pikuś , nie będę nim zajmował czasu.. Jakaś panna go ocaliła , bo chcieli wodospada przerobić na elektrownię , ona powiedziała , że się w niego rzuci jak do tego dopuszczą… Nie dopuścili…
Od Gullfossa do Geysira jest rzut brodą. Tu wysiadamy. Żegnamy naszego dzielnego kierowcę , to był jego ostatni postój. Jeszcze 2h drogi do stolicy i będzie można spokojnie pójść do Vinbudina na coś inszego niż fajek , kawa , czy kola…
Zjadamy coś w knajpie przy gejzerze , idziem na pole po 1200 ISK/os się rozbić, wrażeń na dziś dość… nie dotyczy do dzieci do lat czterech… te już są na zjeżdżalni i we trzy naraz zjeżdżają albo wchodzą w górę , albo skaczą. Dzieci zmęczenia nie czują…. Każde dziecko jest brodaczem…
Jutro Keflavik i znane pole Alex.