Reykjavik – Skogar 04.08.2012
Korzystając z dobrodziejstw pola kupiłem bilet na wylot z Islandii 16.08 o 7.00 do Stuttgartu – linia WOW jest bezkonkurencyjna , bilet ok. 500 zł. Tym samym już raczej wiadome jaki będzie kolejny kraj europejski do skreślenia z listy nieodwiedzonych – oczywiście nie Niemcy , tylko….
Opróżniliśmy freeszelfa z puszek , zupek , gazów , przydatnych ciuchów itp. gadżetów i poszliśmy przy wybrzeżu do portu piękną esplanadą mijając po drodze pomnik łodzi wikingów wykonany z jakiegoś metalu – w oddali widać góry i jakiś wulkan , chyba Esja 914 m npm. Jest dziś słonecznie i ciepło , wiatr miły w dotyku. Po udanej przepakowce mamy tylko 3 bagaże: 2 duże plecaki i 1 mały , Pola jeździ na rowerku i tym sposobem można się przemieszczać.
Reykjavik , czyli Zatoka Dymów jest bardzo mały ok. 120 tys. ludzi na 300 tys. ogółem w kraju i niespecjalnie ładny , niewiele stolic jest od niego brzydszych…. Z europejskich chyba tylko Kiszyniów i Prisztina. Całe centrum skupia się na bardzo małej przestrzeni ograniczonej od N zatoką Faxafloi , od S jeziorkiem Tjormin, od W ulicą Adalstreti , a od E - Lakjergata. Jeziorko jest w miarę sympatyczne , ulokowany jest nad nim nowoczesny gmach ratusza taki jakiś kubizm czy cuś – szkło + beton, obok znajdują się równie miniaturowe: piętrowy , kamienny budynek parlamentu na 63 posłów do Althingu - najstarszy parlament świata obraduje od ok. 930 roku , katedra luterańska z 1796 roku , pomnik niepodległościowca - Jona Sigurdssona , stojący na głównym placu miasta czyli Austurvoellur. Plac jest wielkości szkolnego boiska i jest porośnięty trawą. Przycupnęliśmy na małym placyku z pomnikiem kronikarza Skuli Magnussona i zaczęliśmy patrzeć jak żule piją alkohol. Obok nas siedziało 3 Islandczyków – pili sobie piwko i po cichu coś gwarzyli. Za nimi siedziało 3 Polaków – pili wódkę i straszliwie klęli , bowiem jeden z nich miał żal , że wczoraj ktoś mu ukradł 5 butelek wódki, żalił się temu drugiemu , ten trzeci nie wiedział o co chodzi , ale rozumiał ból kamrata i co chwila mu dawał flachę z gwinta do wypicia. Pili sobie tak w najlepsze , aż w rozmowę wmieszała się Pola – coś tam zagadała i już żule przyszli do nas , bo się zwiedzieli , że my Polacy. Okazało się że w Islandii są już 14 i 8 lat i są na socjalu. Zasiłek wynosi ok. 165000 ISK , czyli ok. 4800 zł i należy się po przepracowaniu roku , płatny jest do 4 lat , potem znowu trza z rok porobić.. ciężkie życie. Większość zasiłku idzie na przelew , 10000 na pokój , 10000 na żarcie , trochę do Polski.
Poszliśmy ulicą Skolavordurstigur w górę do najważniejszego i najbardziej okazałego budynku Islandii , czyli kościoła Hallsgrimkirkja z wieżą wysoką na 75 metrów. Kościół jest ohydny zewnątrz i pusty wewnątrz , jego brzydotę psują trochę olbrzymie organy na ok. 5600 piszczałek – psują , bo akurat pięknie grały. O wiele iekawszy jest stojący przed kościołem pomnik Leifura Eirikssona - podarowany przez USA w 1930r przedstawiający Wikinga , który w 1000r. dotarł do Labradoru i Nowej Funlandii. Kościół jest na wzgórzu i doskonale go widać z całego miasta. My na dworzec ok. 500 m w dół. Podjechał bus Sterny: zapakował nas + 3 osoby i w drogę do Skogar. System kontroli biletów jest prosty. Nie ma rezerwacji , ani listy z nazwiskami , pokazujesz papier kierowcy , a ten długopisem wykreśla miejscowości które są po drodze rozpisane wokół papiera – stanowiącego wieloprzejazdowy karnet. Do Skogar jedzie się 2h 50 min mijając jedną wielką górę , kilka wodospadów , kilka gejzerków i kilka wulkanów , ale jedzie się generalnie po płaskim: wokół zieleń , pasą się konie specjalne grzywiaste takie islandzkie , owiec nie widać a miało ich być po 4 na osobę. Życie w mijanych osadach toczy się na stacjach benzynowych – dziś jest mecz w piłkę ręczną Islandia gra w Londynie z Francją – wszyscy oglądają. Pola na które dotarliśmy leży w miniaturowej wiosce pod wielką górą tuż obok wodospadu Skogarfoss usytuowanego na rzece Skogar. Pole kosztuje 1000 ISK/os+100 namiot i jest na nim niewiele poza piękną trawą. Dusz płatny 300 ISK za 5 min. W kuchni woda zimna. Ludzi sporo , wśród nich Mongoły , nie mają kuchenki , Ania ma , więc godzinę kucharzy Mongołom , jest ich dużo – mają trójkę dzieci… Padamy o 24.
Acha bo bym zapomniał stolica , czyli co nie co o kasie: w obiegu są monety 1 , 5 , 10 , 50 i 100 koron. Te trzy pierwsze srebrzyste , te dwie ostatnie złotawe – dość spore , chyba stanowczo za duże i za ciężkie w stosunku do swej wartości – szczególnie 10 koron , czyli 30 groszy. Awersy nijakie , na rewersie ryby z wyjątkiem 50 gdzie jest krab. Banknoty spotkaliśmy 3: 500 , 1000 i 5000 koron. Są podobnej wielkości: 500 to Jon Sigurdsson , wspomniany wcześniej , 1000 to biskup Brinjolfur Sveinsson , 5000 to Ragnheidur Jonsdottir – żona innego biskupa , w jej tle dwie pozostałe żony… podobno jest jeszcze 2000 , ale ich nie spotkałem , w ogóle nie spotkałem żadnych dwójek tylko jedynki i piątki.
Ciekawostka: nazwiska Islanczyków pochodzą od imienia ojca + dodatek son jak syn lub dottir jak córka. To prosty system. Żony nie przyjmują nazwiska męża , czyli każdy w trzyosobowej rodzinie ma inne nazwisko. Po naszemu było by tak: Jestem synem Władysława – nazywam się Paweł Władysławski , Ania jest córką Stanisława – nazywa się Anna Stanisławska , Pola rodzi się jako Pola Pawłowska i wszystko jasne.
Skogar 05.08.2012
Rano spotkaliśmy 4 studentów z Polski: bilet kupili w kwietniu na WOWAir z Berlina w dwie strony ok. 700 zł , samochód też zarezerwowali w kwietniu – 2800 zł na 13 dni za Focusa , śpią bylegdzie , na campingi zajeżdżają by się wykąpać i opróżnić freeszelfa , alkohole mają z Polski i tym sposobem spędzają wakacje prawie za free.
Na spacer w górę rzeki Skogar wybraliśmy się o 12.30 doszliśmy do postawionego sobie celu , czyli kładki leżącej 8 km dalej i 650 metrów wyżej po 3,5h , czyli tempo dość kiepskie , co chwila się zatrzymywaliśmy by robić foty , Pola raz szła sama , raz w manduce , raz na barana. Pogoda bezwietrzna i bezsłoneczna , na spacer jak w sam raz. Rzeka ma około 20 wodospadów: ten największy ponad 60 – metrowy jest na początku , potem są mniejsze , ale ciekawsze , jakieś głębokie na 100 metrów kaniony , ciekawe dopływy , rzeźba terenu niesamowita. Tylko te chmury zasłaniające widok na 2 piękne wulkany: leżący na lewo Eyjafjoll 1686 i leżący na prawo Ketla 1450. Ten pierwszy znany jest z tego , że jak wybuchł 2 lata temu , to rozwiązał dylemat Baracka Obamy: grać w golfa , czy lecieć na pogrzeb. Spacer piękny. Powrót drogą dla aut zwykłych i niskich 4 x 4 niedostępną trwał ok. 3h. To był piękny spacer: przyroda dzika , nieprzeobrażona przez człowieka , no i dostępna za darmo , nie to co w NZ.
Jakbyśmy mieli więcej czasu to moglibyśmy iść tą ścieżką około 75 km aż do Landmannalaugar przez dolinę Thorsmork , czyli zaliczylibyśmy najsławniejszego walka na wyspie. Po drodze jest kilka chat , w których można spać za darmo , nikomu nie trzeba zgłaszać że się idzie w góry , liczba osób nie jest limitowana. To wyraźna przewaga nad NZ.
Jutro Skaftafell.