Krabi - part 2
Spało się jak zwykle dobrze , o 11 przedłużyliśmy nocleg o 1 dobę , w tuk-tuka i za 150 batów pod samą świątynię. Tu trochę pooglądaliśmy tygrysy , małpy i słonie oraz różne inne ośrodki kultury i po ponad 1300 schodach w górę. Upał solidny , schody strome tak wysokość schodka 50 cm spoko , przy szerokości 100 i głębokości max 25 cm. Nogę trza było w poprzek stawiać no i Pola w nosidle robiła swoje , po 45 min cel. Piękna świątynia Buddy z super widokami na okoliczne górki , Krabi itp. Opisać się nie da tej radości co tam była , a największa radość to , że na szczycie czeka tu na przybyszy lodówka chłodząca wodę , podstawiasz własny kubek , albo pijesz z ogólnego i za free masz coś na kształt piwa… Super sprawa wypiłem chyba ze 2 litry. Po widokach , powiewach wiatru , w końcu chyba ze 400 metrów w górę zrobione i odpoczynku i jedzonku pod skałą w dół – no zejście jeszcze gorsze , nosidło naciska , pachwiny bolą , a tu trzeba iść w ten dół…. Nogi drżą jak galareta , ale spoko trasa zrobiona…. Na dole zabawa z małpami trzeba uważać , by małpy jedzenia z nosidła nie wzięły – Ania nie uważała i małpy wzięły - nic jej nauczka z Gibraltaru nie dała…. Małpa to jednak małpa.
Tuż obok jest stadnina słoni – gadamy my , gadają Kalifornijczycy , staje na 600 batów za pół godziny przy stawce wyjściowej 1400 batów za godzinę. Najpierw pół godziny my , potem oni. Wsiadamy na słonicę trzydziestoczteroletnią: najpierw ja , potem Pola , potem Ania. Przewodnik z boku wali kijem i jakoś idziem do przodu , spoko słoń to nie wielbłąd nie trzęsie idzie spokojnie , parasol się przydaje na słońce na słoniu , jakieś foty innym obok nas , bo słoni to tu mają z 10 / podobno miesięczne utrzymanie to 1500 dolarów za 1 słonia , czyli słoń popracuje 1,5h dziennie i już ma na swoje utrzymanie – też bym tak chciał / , idziem dostojnie poprzez las kauczukowych drzew do małego słoniątka co bryka w trawie , potem kąpiel w stawie , słoń wchodzi po trąbę , trochę nas ochlapuje , ale spoko , dajemy radę. Po kąpieli jedzenie – słoń je banany i liście od bananów. Jak chcesz możesz pojechać na jego łbie i już meta. Kalifornijczyków nie ma… Trudno ich sprawa. Nam nic do tego… jeszcze Pola daje słoniowi banana do trąby , ten wypluwa … nie nie , Polu słoń trąbą nie je…. Trąba to widelec , a nie gęba.
Po foniu w taxi i za 150 do parku co wczoraj byliśmy. Zabawa do nocy , potem kolacja w znanych knajpach nabrzeżnych – bierzemy dużo placków , rosołów , piw itp. Do hotelu – zamiast pisać bloga – padam nieżywy – oj wrażeń dziś moc.