Penang – Hat Yai
Wstaliśmy bojowo o 9:30 , na stronie karty kredytowej zmienił się wpis z „zakup” na „Aerosvit” , ocho czyli sznurek idzie jednak w naszą stronę. Bus 401 i na dworzec , tu drobne zakupy i kupno biletu na busa do Hot Yai – bus czyli za Polę trzeba płacić razem 90 RM po 30 RM za łeb. Bus dziesięciosobowy miał być o 12:30 , był o 12:45 nie wjechał na dworzec tylko sterczał na ulicy może dlatego , że na tajlandzkich blachach? Mniejsza o to 2 godziny jazdy autostradą w tym dwa postoje nie wiadomo po co i stacja przygraniczna , tu kierowca bierze paszporty od nas i pozostałych 3 pasażerów i do biura , dostajemy karteczki tajlandzkie do wypełnienia , pytania łatwe – bez wysiłku. Potem do granicy. Kontrola malezyjska. Trza wysiąść z busa , ale bagaże zostają. Spoko – skan palców , oderwanie karteczki stanowiącej część innej karteczki wklejonej wcześniej do paszportu i naklejenie jej na karteczkę z wjazdu , przybicie pieczęci i dalej , znowu z busa i do granicy tajlandzkiej. Tu znowu luz , gość nie wymienił ani słowa , powbijał parę stempli , dał nam czas 60 dni na opuszczenie kraju poprzez wbicie stosownej pieczątki i tyle. Spoko , kompletny luz , ech wy wszyscy zastraszacze , nu pogadi…
Tym sposobem jesteśmy w Tajlandii bez żadnego biletu ani na wylot , ani na wyjazd , ani na wypływ….Nikt nawet nie dotknął naszych bagaży …. Ciekawostka to kamera na stanowisku wopisty , trza patrzyć w nią i tyle …
Przejście graniczne jest w mieście Samoa po stronie tajlandzkiej i gdzieś około 5 km od miasta po stronie malezyjskiej , ale stoją taryfy po stronie malezyjskiej i czekają na chętnych… można granicę spoko z buta naprzeć. Cały czas dwupasmówka , tylko po tajlandzkiej stronie jedzie się wolniej , ale i tak 100 – 120 km/h.
Hat Yai jest ok. 50 km od granicy czyli po 4h jazdy cała droga z Penang do Hat Yai ok. 200 km. Zmiana czasu , na znowu +5 , czyli czas sumatrzańsko-jawajski , tylko bardziej na NW , więc zachód słońca ok. 19:00. W Warszawie 12:00 , u nas 17:00. Podebranie kasy z bankomatu: baty lecą jak trza kurs prosty skreśla się ostatnią cyfrę , przed przecinkiem , czyli 10 bat = 1 zł. UWAGA bankomat lubi prowizję 1,5%. Cyfry spoko , litery ichniejsze nie do ogarnięcia , na szczęście często napisy są po angielsku , np. ulice , przystanki , towary w sklepie. Nocleg w hotelu Indria jakiś taki komuszy , z wielkimi , długimi korytarzami , ale dla nas w sam raz klima , WC , Hot water ,duży pokój , wielkie łóżko , wszystko za 500 bat. Potem spacer po mieście: totalnie inni ludzie: język , wygląd , styl bycia , w końcu Budda , a nie Mahomet , mimo , że to obszary sporne i większość stanowią tu wyznawcy Allacha chcący z powrotem włączyć te ziemie w skład Malezji.
Ceny radosne: piwo Arche lub Singha po ok. 35 bat za butelkę 640 ml , owoce po 20 bat za torbę pół kilo wprost z lodu , woda 1,5 l - 12 bat , na ulicy stoją takie automaty , gdzie za 1 bat można sobie butelkę 1 litr napełnić wodą – podobno całkiem dobrą. Przy dworcu kolejowym jest bubu. Pociągi wyglądają na OK. , ale my do Krabi , a tam pociąg nie jedzie. Busy do Krabi podobno co 1h – cena 280 bat. Jutro to obczaimy – jest dworzec busów , ale nie udało nam się go znaleźć , mimo że wg mapy jest max 500 m od dworca kolejowego… McDonald , KFC i inne cudaki niech się chowają ze swymi produktami po 100 i więcej bat , w 7 eleven przerwa na sprzedaż alkoholu od 0:00 do 12:00 i od 14:00 do 17:00 , podobnie w innych dużych sklepach , prohibicja to jest to. Za to jogurty po 15 bat i hot-dogi – olbrzymy po 25 bat bez problemu krugłosutoczno. W mieście nie ma nic poza Tajlandią , więc jutro jedziemy do Krabi.
Dzięki interwencji w Aerosvit niezawodnej Joanny K wiemy , ze biletów nie kupiliśmy i kasa wróci na nasze konto. To i lepiej , bo 19 lipca jakoś nam nie po drodze był…