Singapur – Johor Bahru
Plan na dziś był prosty dostać się do Malezji. W tym celu w metro do stacji Kranji , tu od razu podjechał autobus 170 i za 2 SS dowiózł nas do dworca Larkin jak się później okazało na obrzeżach miasta. Autobus funkcjonuje bardzo ciekawie , bo wysiada się na granicy singapurskiej , na piechotę przez odprawę , znowu w autobus nie koniecznie ten sam ważne by mieć bilet , przejazd przez most do granicy malezyjskiej , tu wysiadka i na pieszo przez odprawę , znowu w autobus i na dworzec końcowy. Wyjazd z Singapuru prosty , wopista bierze paszport i karteczkę , skanuje karteczkę , stawia stempel i następny proszę. Wjazd do Malezji równie prosty bramki są podzielone na tych co mają paszport biometryczny i na tych co nie mają , my mieliśmy , więc skanowanie palców , pieczątka , karteczka z prostymi pytaniami i bez słowa sprawa załatwiona. To lubię. Jak ktoś chce zostać w JB to lepiej nie wsiadać w 170 tylko iść z buta do centrum , bo to rzut beretem , my o tym nie wiedzieliśmy , chcieliśmy na dworzec autobusowy , bo wiedzieliśmy , że jest w centrum. Był w centrum , ale kiedyś , teraz jest przeniesiony na obrzeża ze 7 km od centrum. Tu mały zamot , no ale w końcu w taxi i za 10 Ringgit powrót do centrum, kurs waluty lokalnej do złotego prosty 1:1. Udało się znaleźć hotel Hanyasatu w chińskiej dzielnicy: ładny , czysty , bez okna , z klimą i ciepłą wodą , za 80 MR czyli same plusy. Hoteli jest tu ze 20 , więc problemów z noclegiem brak.
Na krótki spacer po mieście , jakieś święto w hinduskiej świątyni , jakieś pyszne placki , jakieś dobre soczki , no i oczywiście nasi goreng ayam. Język tu taki jak na Sumatrze , a i lud zbliżony. Jest czyściej niż w Indonezji , ludzie mniej czepliwi , nikt za tobą nie woła mister-mister , nie obłapia Poli , są chodniki , światła na ulicach , asfalt , nawet oznaczenia ulic i informacja miejska. Budują tu jakiś kosmicznie wielki dworzec kolejowy , po co nie wiem , odjeżdża stąd tyle samo pociągów co z Singapuru. Do Kuala Lumpur jedzie się 6 godzin , a jest tam 240 km drogi , czyli tempo indonezyjskie 40 km/h , bilet 33 MR. Na szczęście podobno bus jedzie 3h , bo jest autostrada i nigdzie się nie zatrzymuje po drodze. Jest klasy lux – ma tylko 3 siedzenia w rzędzie i odjeżdża raczej na bieżąco. My chyba jednak jutro pojedziemy trochę bliżej do Malakki , bo jest podobno bardzo ładna ta stara portugalska kolonia portowa.
Ceny w kraju bardzo przyjemne , tak na maxa 2/3 naszych , problem jest jeden cena piwa puszka Tigera 0,5l = 10 MR , czyli drożej niż w Singapurze…. i 3,5 raza drożej niż w Polsce. Uuuu … nieładnie…