Singapur
Poszliśmy spać o 3:00 , więc wstaliśmy o 11:00 , bo Pola już nie dawała dalej się wylegiwać. Skoczyłem na miasto do internet-cafe 1 SS/1h , przedłużyłem nocleg o 2 dni , potem w drogę na dzielnicę arabską , tu bardzo ciekawy meczet sułtana , do którego można wejść , obok ulica Bussorah z około stuletnią piętrową zabudową pełna knajp arabskich. Daliśmy się namówić na lunch. Dalsza droga to ulicą Beach do War Memorial Park potem skręt w stronę fontanny Wealth , ale nie działała , obok 4 fajne wieżowce z jednej serii Suntec City Mall. The Singapure Flyer jest olbrzymie chyba nawet większe od tego w Londynie , ciekawe czy też sztuczne ognie na Nowy Rok z niego puszczają… potem esplanadą wzdłuż Marina Bay i Singapure River. Wkoło supernowoczesne budynki i budowle , jakieś sceny , teatry , obiekty sportowe , na drugim brzegu cudeńko – trzy wieżowce połączone łódką na dachach , na łódce palmy i plaża – no tu architekci robią co chcą , obok budynek z drzewem pośrodku , inne jakieś pokręcone , skośne , nakładane na siebie – cuda nie widy ; futuryzm w pełni okazałości – widać że Singapur jest najbardziej rozwijającym się krajem na świecie , prawdziwy tygrys +10% PKB rocznie a i tak już mają 3 razy większy niż Polska.
Obok Cenotaphu postój: Ania i Pola mają dosyć tego klimatu 34 stopnie , ze 100% wilgotności , brak słońca i nisko chmury , więc kiszonka na maxa. Ja ganiam dalej: oglądam katedrę św. Andrzeja , ratusz , parlament stary i nowy , pomnik Stamforda Rafflesa , czyli założyciela miasta , muzeum Azji , teatr i hall Victorii , mostami z połowy XIX w. przechodzę na drugą stronę rzeki , oglądam hotel Fullerton , piękny z 1928 , uliczkę Boat pełną knajpek i pubów w stylu angielskim , piękne piętrowe budynki , do jedzenia pływające póki co żywe kraby , ostrygi , małże i olbrzymie ośmiornice.
Potem już we trójkę idziemy do fontanny Merlion , czyli Lwa – symbolu miasta , następne w kolejności jest nabrzeże Clarke – kolorowe piętrowe domki , potem ChinaTown i to naprawdę jest dzielnica , a nie dwie uliczki jak w Sydney , czy Melbourne. Tu obiadokolacja + zakupy w supermarkecie , po raz pierwszy od 3 tygodni jemy bekon – Poli smakuje mówi sinka, sinka… czyli jednak nie zapomniała. Tu Ania i Pola robią szoping jakieś sznurki , błyskotki itp. , ja piję piwo o magicznej pojemności 633 ml i oglądam mapę miasta w skali 1:9690 , tego póki co nie pojmę , czemu piwo nie ma pojemności 500 lub 660 ml , tylko 620 , 640 lub 633 , a mapa ma skalę 9690 a nie 10000.
Zapada zmierzch – dzielnica zmienia swe oblicze zapalają się wiszące czerwone lampiony , przybywają nowi ludzie do restauracji , muzyka przyspiesza…jakieś hinduskie świątynie , magia panie…
My w metro i do domu , odnośnie metra to cena biletu zależy od odległości ; im dalej jedziesz tym więcej płacisz: od 1 do 2,5 SS , bilet jest nabijany na zwrotną kartę miejską – ochrona środowiska , bramki na wejściu i wyjściu – bez biletu ciężko. Metro przegubowe , można przejść od początku do końca składu. Poza godzinami szczytu raczej pustawe.
Generalnie miasto OK, jedno z ładniejszych jakie widziałem . tylko po co te równikowe tropiki. Jutro wyspa rozrywki , czyli Sentosa.