Kuala Tungkal – Batam
Ania przed snem umyła wózek w łazience skutkiem czego pół podłogi zostało wysmołowane , do tego w smole są moje nogi , pościel , trochę ściany co gorsza tej na którą wskazuje strzałka na suficie , czyli tej na Mekkę , Poli spodnie , Ani sandały i jeszcze parę innych rzeczy.
Rano o 7:00 pan tradycyjnie przyniósł śniadanko , takie same jak wczoraj , zjedliśmy je o 8:00 , bo dziś trzeba zdążyć na prom na 10:00, wymknęliśmy się chyłkiem , by nie zauważyli tej smoły.
W porcie 10.000 za wjazd do portu , myśleliśmy , że to za łódkę do promu , bo stan wody niski i jakoś z tego nabrzeża nierealne samochodem wjechać na prom. Okazało się , że prom jest wyłącznie osobowo-towarowy , samochodów nie bierze. Przyzwoity wodolot , oczywiście trzy klasy , ale obsługa za free pozwoliła nam siedzieć z VIP room , rozdali jedzenie i wodę i w drogę. Osób na pokładzie z 50 , sporo jakiś pakunków na pokładzie przykrytych brezentem , prędkość nawet do 26 knotów , nieźle… Po drodze 3 postoje , wcale nie tam , gdzie mi pokazywali lokalsi na mapie , tylko: 2 na Sumatrze w jakiś małych miasteczkach / Sungiguntung i Burung / do których pewnie nie da się dojechać lądem , bo straszliwe bagna są na północnym brzegu tej wyspy i ostatni na wyspie Kundur już w prowincji Kepulauan Riau. Szlak piękny wkoło pełno zielonych wysp i wysepek , jakieś łódki małe i całkiem spore , trochę śmieci , butelek , gałęzi itp. , kolor morza najpierw brązowy cieśninowaty , potem niebieskawy…
Nagle w poprzek drogi leży na wodzie jakiś czarny długi sznurek , szyper nie zmienia kursu tylko wali wprost na ten sznurek , uff szczęśliwie udało nam się nad nim przepłynąć , GPS wyjaśnił tę zagadkę , to był równik…
Pruliśmy dalej na północ i po 7:30h dotarliśmy do wyspy Batam , dokładniej do portu Sekupang leżącego jakieś 10 km od centrum stolicy Batam , czyli półmilionowego miasta Batam. Pod koniec rejsu za lewą burtą pięknie widać Singapur. Pola rejs zniosła bardzo dzielnie , szalała wkoło rzędów siedzeń , w końcu padła i spała 3 godziny. Fajne zejście do portu , my po bardziej płaskiej desce schodzimy , a bagaże po bardziej stromej zjeżdżają jak po taśmie…
W Batam szok. Brak naganiaczy , czysto , nie ma upału , stojąc na ulicy się nie pocę , są biali ludzie , można się dogadać , jest informacja turystyczna i darmowy plan wyspy , w toalecie jest papier , sedes i spłuczka , w sklepie można kupić piwo z lodówki , przy ulicy są chodniki , ulice mają asfalt na całej szerokości , pasy , światła miejskie i sygnalizacje na skrzyżowaniach , nie ma beciaków , samochodów jest więcej niż motorów , przejście przez ulicę zajmuje mniej niż 5 minut i można przejść w dowolnym miejscu , nie słychać mister-mister , a jak słychać to nie do mnie , by coś zjeść trzeba wejść do środka.
Promy do Singapuru na bieżąco między 8:00 a 20:00. Trasę obsługują 3 firmy: BatamFast , Penguin i Pacific Ferry. Każda zapewnia około 10 rejsów z kilku portów na północnym wybrzeżu Batam do Harbour Front. Ceny z opłatą wjazdową do Singapuru wynoszącą 7 dolarów singapurskich , czyli około 17 zł oscylują wokół 70 zł w jedną stronę i 100 zł w obie strony , dziecko od 0 do 12 lat płaci ok.30% taniej. Najtańszy jest Penguin , chyba że ktoś chce wracać na Batam wtedy BatamFest. Płynie się około 40 – 60 min. My na dziś pływania mamy dość bierzemy taxi i za 40.000 jedziemy do centrum. Gość zawozi pod hotel Bahari. 185.000 – jest klima , hot water , śniadanie , nie ma okna – ale czysto , czyli bierzemy. Potem spacer po mieście ; dziwne nie tylko my spacerujemy , również inni ludzie chodzą piechotą. Miasto bardzo nam się podoba , dziś tylko co nieco zjedliśmy , a że spać tu będziemy 2 noce to jutro zwiedzimy je dogłębniej no i wreszcie się wykąpiemy w morzu , bo są tu plaże. Na Jawie , czy Sumatrze czegoś takiego jak plaża nie trafiliśmy , a jak trafiliśmy to strach wejść do cieczy , tak tak do cieczy , bo jak bym napisał , że do wody to jeden z bliźniaków by to nazwał semantycznym nadużyciem….
Ciekawostka na dziś to pojemność butelki singapurskiego piwa Tiger – 640 ml , czyli o 20 ml więcej niż indonezyjskich… mała rzecz a cieszy…