Jakarta – Bakahueni
W nocy wszystkim spało się źle , a to komary , ato nawoływacz , ato upał , ato rano jakaś przeprowadzka. Wstałem o 8:30 i wybrałem się na przepustkę na miasto. Ania i Pola w tym czasie spały , jadły , oglądały bajki i się pakowały. Nie było mnie od 9:00 do 12:00 , w tym czasie zjechałem CBD korzystając z magicznego autobusometra. Najpierw około 1h na piechotę do SetleBudi , potem jeden przystanek do Karet zmiana linii z 1 na 9 trzy przystanki do Kuningan , zmiana linii na 6 i na pętle Latuharhari. Widziałem piękne wieżowce nowe aluminiowe i stare betonowe , zarówno biurowce jak i apartamentowcomrówkowce po 40 pięter: na dole usługi na górze mieszkania. Takich wielkich budynków jest w mieście ponad 200 i wciąż przybywa nowych. Metro chyba w miarę spełnia swą funkcję , jechałem w godzinach szczytu i dawałem radę , przy okazji odkryłem nową funkcję ochraniarza , nie tylko zapowiada stację , ale również dozuje liczbę pasażerów , jak za wielu chce wejść do środka to nadmiaru nie wpuszcza… O 12.00 opuściliśmy hotel , hotelowi przycinacze już na nas czekali , jeden z nich za 60.000 dowiózł nas na stację Grogol skąd miał odjechać autobus do Merak , dworzec miał być 10 km od centrum , było 5 km więc coś nie tak , no ale autobus stoi i wszyscy mówią , że Merak Merak. Wsiedliśmy autobus ledwo zipiał podobny był do takich starych Czawdarów lub Romanów rodem z Bułgarii lub Rumunii. Bez klimy , z bagażami w środku z okropnymi siedzeniami. Gość za jazdę wziął po 2.000 , czyli jechaliśmy autobusem podmiejskim. Na szczęście po pół godziny jazdy krzyki Merak Merak. Znaczy trzeba wysiąść , no ale jak to zrobić jak w międzyczasie pojawiła się olbrzymia ulewa. Lało równo już z 15 minut , a my musimy wysiadać i zmieniać autobus na ten stojący obok. Ania wzięła Polę i mały plecaczek. Ja resztę bambetli czy 2 plecaki , wózek i nosidło i brodząc po kostki w cieczy załadowałem graty do bagażnika i cały mokry zająłem miejsce obok Ani , która też nieźle umokła. Autobus poczekał jeszcze z 15 minut na resztę zmokniętych pasażerów i o 14.00 w drogę do Merak. Padało jeszcze z pół godziny , na szczęście na zewnątrz. Wewnątrz klima , ładny wystrój , 5 siedzeń w rzędzie , wąskich w sam raz dla drobnych Azjatów , cena 30.000 od osoby. Do Merak było 80 km , do Merak jest autostrada , myślałem że 1,5h jazdy i na miejscu. Pomyliłem się 2 razy – jechaliśmy 3 godziny , bo zjeżdżaliśmy z autostrady do różnych dziur plus 2 korki bo roboty drogowe i wypadek. Przy wjeździe do miasta do autobusu wchodzą sprzedawcy jedzenia i picia oraz grajkowie , wiec podróż nie jest nudna. Autostrada jest płatna , ba nawet płatne są niektóre ulice w Jakarcie. Przykładowo ulica ma 4 pasy w jedną stronę i 4 pasy w drugą. Po dwa są płatne i nimi się da jechać , bo jest w miarę pusto, pozostałe dwa są darmowe i tu nie da się jechać więcej niż 10 km/h. Po 2 godzinach jazdy wsiadł jakiś miły pan z Medan – nauczyciel poliglota znał angielski , francuski , chiński , japoński i z 5 języków indonezyjskich. Ba nawet parę zdań po rusku umiał. Sporo nam powiedział o Sumatrze i chyba już wiem jak dostać się do Batam.
Po dotarciu do Merak szybko na prom. Akurat kończył się załadunek samochodów i za 5 minut odpływ. Bilet 11.500 , Pola za free. Na promie okazuje się ,że są 3 klasy kabin. Ekomonic – bez dopłaty , bisnesi – dopłata 6.000 i eksekutiv – dopłata 10.000. Wybraliśmy eksekutiv i to był dobry wybór. W ekonomicu wszyscy palili , nie było klimy i wykładziny na podłodze , a siedzenia – ławki drewniane. Do tego pan z klawiszami i dwie panie śpiewające , a za kasę nawet tańczące z zainteresowanym. Impreza na maxa. W bisnesi – zakaz palenia , klima , lepsza podłoga i skajowe siedzenia + karaoke. Pan grał na klawiszach , a chętny pasażer śpiewał. U nas – super podłoga , porządne kanapy ze stolikiem i TV z wiadomościami. Cisza , spokój. Każda klasa ma swój barek i toaletę. Nie było piwa ani niczego na ciepło do jedzenia , poza chińską zupką. Rozkład pasażerów: 80% - ekonomic , 15% - bisnesi , 5% - eksekutiv. 35 km dzielące Jawę od Sumatry prom płynął 2 godziny. Prom porządny Jatra II, moc 2 x 1600 KM , max. prędkość 16 knotów , zabiera do 500 pasażerów i 24 tiry. 4 pokłady: 1 tiry , 2 osobowe + ekonomic i bisnesi , 3 eksekutiv + załoga , 4 widokowy. Rejs minął spokojnie , Pola atrakcja każdy robił z nią foty.
Po przybyciu na Sumatrę do portu Bakahueni napadło nas stado naganiaczy. Nasz miły pan z autobusu , który również płynął promem , ale w klasie ekonomic skierował nas do busika , który miał nas zawieźć do hotelu 10 km dalej , bo w Bakahueni jest tylko port i nic więcej. Busik został ugadany na 40.000 , potem na 50.000 bo mieliśmy dużo bagaży. Po załadowaniu nas i 2 innych osób dalej czekaliśmy , okazało się , że jesteśmy w taksówce wieloosobowej , która odjedzie jak się zapełni. Nie o to nam chodziło , po krótkiej wymianie zdań zdenerwowanej Ani z kierowcą wysiadamy. Idziemy dalej pieszo ; pewno coś się po drodze trafi. Po chwili trafił się inny busik , co za 50.000 już może jechać. Ok. Jedziemy. To był dobry wybór. W porcie faktycznie nic poza portem nie było , a hotel był z 10 km dalej przy stacji benzynowej przy drodze w środku dżungli. Jest tu stacja , sklep , restauracja , motel na 8 pokoi , bankomat , no i oczywiście meczet… W czasie drogi cały czas śmiechy z kierowcą i jego synem , dzwonili do kogoś , dawali nam telefon i prosili byśmy mówili no to mówiliśmy etambur – etambur , nasi – nasi , biutiful sanglasys , mister – mister chałarju , a ci w śmiech.
Pokój 200.000 przyzwoity z klimą , oczywiście bez ciepłej wody , ale czysty , zamiast komarów ma mrówki , ale niegroźne , spokojnie sobie idące karawaną od drzwi wejściowych do drzwi do łazienki , na łóżko nie wchodzące. Przy hotelu jest trawa , a nawet plac zabaw , jutro dzień dziecka więc na pewno Pola się ucieszy. Obiad , film i spać bo już 22.00.
Zadanie na dziś zrealizowane. Jutro będziemy próbowali dostać do Pelambeng – dość sporego około 1 mln miasta , około 600 km stąd , przy dzisiejszym tempie podróży – 150 km w 9 godzin , jest to nierealne , no ale dziś jechaliśmy 5 środkami transportu , a jutro zamierzamy tylko dwoma i to cały czas po lądzie , czyli dżungli….