Denpasar – Ubud
W nocy prawie w ogóle nie spaliśmy , koguty za oknem piały co chwila , jeden przez drugiego… śniły nam się nawet ich piania… w pokoju bez klimy da się wytrzymać , z piejącym kogutem nie…. Rano pan przyniósł kawę i herbatę , zwinęliśmy się i bez żalu opuściliśmy ten kurnik udając się do KFC , bo to co kupiłem przed chwilą u baby na ulicy było niezjadliwe , jakieś rozmoczone stare jajka w cieście… wyrzuciliśmy do kubła. W KFC zestaw tradycyjny , potem w stronę parku. Po drodze zaczepił nas jakiś gość jadący dziwnym pojazdem – czymś na kształt szeruta albo luaża, później się okazało , ze to bemo. Za 150.000 podwiózł nas do Ubud – to około 25 km drogi , czyli jechał ponad godzinę…Ubud spokojniejsze , mniej motorów , nawet po chodniku można iść i przechodzić spokojnie przez ulice , jest tu sporo turystów; bo to turystyczne miasto: jest tu UbudPalace , MonkeyForest i Jaskinia Słonia , czyli Goa Gajah , do tego bazar , kilka muzeów i dobry punkt wypadowy do pobliskich atrakcji czyli dwóch najważniejszych świątyni Besakih i Sakenan oraz wulkanu Batur pod którym jest dobry punkt obserwacyjny na jezioro i wulkan Agung – czyli ten najwyższy na wyspie. Blisko stąd też do tarasów ryżowych. Hoteli tu mało , podstawa to kwatera , pokoje przestronne , z wiatrakiem , łazienką , śniadaniem po 150.000. Wzięliśmy taki jeden na 2 noce. W kawiarni netowej trafiłem na stronę wikitravel.org – całkiem niezła. To z niej wyczytałem o tym bemo , że to jedyny tani transport na wyspie np. z Kuty do Denpasar 8000 podczas czy shuttle 50.000 a nasze taxi 35.000. Wada bemo jest jedna trza trafić na dworzec i poczekać , aż się zbierze komplet pasażerów , czyli 6 lub 8 osób. No i kompletny brak miejsca na bagaże… więcbema musimy brać całe na wyłączność. Przy braku transportu publicznego – wyspa mała , a każdy mieszkaniec ma motorynkę w grę wchodzi tylko taxi , bo shuttle też jest drogie. Spotkałem księgarnię w niej przewodnik LonelyPlanet – Indonezja – fajna cegła , tylko chcą za nią 350.000 , więc chyba sobie odpuścimy. Mapy też w jakichś kosmicznych cenach np. 80.000 za mapę Jawy w skali 1: 1,5 mln , to już sobie na pewno odpuścimy tym bardziej , że w hotelu udało się zrobić foty zarówno mapie Jawy jak i Sumatry…
Na spacer wzięliśmy nosidło , jednak o wiele lepiej się sprawdza w tym warunkach niż wózek. Obskoczyliśmy bazar , parę ulic wokół , zaliczyliśmy jedzonko z rewelacyjnymi sokami ze świeżo wyciskanych egzotycznych owoców jak mango , czy papaya po 8000 za szklankę – pycha. W sklepie natrafiłem na oryginalny alkohol – ceny makabra np. 1 litr Absolutaza 855.000 , czyli prawie 300 zł. Lokalne rumy , whisky czy giny tak po 240.000 za litr , porządne lokalne wino – 250.000 butelka , kiepskie 120.000 , czyli trzeba pić soczki. Przy kupnie wody uważać , by nie nadziać się na oryginalne wody sprowadzane z Francji typu Vichy , Volvic czy Evian wtedy butelka 1,5 litra nie 3000 tylko 25000. Za to pyszne i tanie są lokalne małe bananki. Poza tym standard – ulice jak ulice już się przyzwyczailiśmy , więc nic o nich nie napiszemy. Są tu takie akcje , że można zanurzyć nogi w akwarium z minirybkami co czyszczą łydki i palce – nazywa się to fishspa i kosztuje 100.000 za 20 min. Dziś chłodniej było , myślę że max 27 a i chmur sporo ale za dnia nie padało… Jutro zwiedzamy najbliższą okolicę , bo wreszcie wiem co chce robić następnego dnia….. chociaż podobno lepiej jakbym nie wiedział i poddał się kompletnemu spontanowi , ale co na to powiedziałaby Pola , która do powiedzenia ma już coraz więcej – pomału wchodzi w tworzenie zdań typu: Pola ami gurka lub mama cyca polu a już…..