Kuta – cd
Basen rewelacyjny – Pola pływała jak platypus , bez chwili oddechu tylko ją ciągaj i ciągaj po tym basenie. Potem panie poszły spać , a ja znów na miasto , już wiem dlaczego lotnisko nazywa się Ngurah Rai – to bohater narodowy jest na 50.000 rupii oraz na pomniku przy lotnisku. Znam już też podstawowe lokalne piwko czyli Anker – pilsnerek z Jakarty , najtaniej 21.000 za butelkę 620 ml. Porobiłem sporo fot lokalnym budynkom i ulicom w tym chodnikom i wróciłem do hotelu. Obiad – Pola ryż je miskami kurczak też jej smakuje… Potem w taxi i do dzielnicy hotelowej za 26.000 – 6 km jazdy. Tu rozczarowanie – dzielnica hoteli wygląda gorzej niż miasto , nawet tu hotele są normalne i nie mają własnych plaż i zamkniętych dzielnic, to nie Hurghada , czy Sherm w Egipcie czy też Djerba lub Soussa w Tunezji , a nawet nie marokański Adagir , ci co liczą , że tu będzie podobnie to się rozczarują , chyba że trafią gdzie indziej niż do Kuty. Poli w to graj każdy gość to jej przyjaciel , przeszliśmy dziś 7 km przez Kutę i zdanie sobie wyrobiliśmy…. Kuta to jeden wielki bazar z ciekawą architekturą , knajpami , sklepami i plażą oraz angielskobrzmiącymi turystami. Ledwo zdążyliśmy do hotelu o 22.00 , bo spadł wielki krótki deszcz. Spać i jutro do Denpasar – stolicy wyspy.
Na deser – relacja z wizyty u fryzjera. Straszliwie zarosłem , więc poszedłem do berbeura. Zakład typowy – speluna na maxa. Siadam na krześle – fryzjer pokazuje maszynkę i nożyczki , wybieram maszynkę , potem rozmiar – pada na nr 2 i jazda. Po maszynce brzytwa zardzewiała i obcierana w gąbkę zostawia ślad z włosami obok kilku innych śladów z innymi włosami, krem do golenia z pędzla niezmieniany od rana pewnie już kilku przede mną zaliczył , potem talk , znowu gąbka , jakaś dziwna szczota do przeciery i do kasy – 20.000 rupii , czyli 6,80 zł. Moim zdaniem wyglądam dużo lepiej niż po fryzjerkach z mojej dzielnicy – fota jutro….
Kuta – Denpasar
Padało od 4.00 do 9.00 , potem spoko , miniśniadanie , pakowanie i na basen hotelowy , Pola znów szalała , my odpoczywaliśmy jedząc melona i dopijając rum kupiony wczoraj w buttle shopie za 60.000 rupii 350 ml. Naganiacze hotelowi nagonili nam transport w nówce Toyocie za 70.000 do Denpasar , 10 km drogi , czyli ponad pół godziny jazdy. W międzyczasie miasto trwało w gęstej zabudowie , gdzie się Kuta skończyła , a Denpasar zaczęło nie wiem , a podobno po drodze mija się jeszcze 2 miasta.. Coś o benzynie – na stacji 4500 za litr , czyli darmo , ale i tak chyba za drogo , bo co chwila przy ulicy są tajne stacje , gdzie gość sprzedaje coś żółtego do motorynek. Miarą jest butelka litrowa najczęściej po absolucie – cena 3000 , czyli 1 zł. Wysiedliśmy koło dworca busików , ale tu nikt nic nie wie co gdzie dymi , nawet my na razie nie wiemy chce chcemy stąd jechać , więc idziemy szukac hotelu. Pierwszy napotkany 450.000 – czyli za drogo , kolejny 150.000 – czyli OK. W pokoju duże łóżko , klima , łazienka , ale bez ciepłej wody. W miarę czysto na wejściu sklep , piwo Bintang po 25.000 – muszę kupić 2 , bo właściciel hotelu profilaktycznie nie ma wydać reszty. 100.000 to chyba najwyższy nominał. Hotel z dala od ulicy , czyli w miarę cichy , w miarę bo za oknem są koguty co pieją niemiłosiernie… Klima po paru minutach padła … okazało się , że awaria prądu – pół dzielnicy ma awarię. Naprawili po 2 albo 3 godzinach… Krótki spacer po mieście przekonał mnie o tym , że tu nic nie ma. Dobrze , że znalazłem trochę zieleni z placem zabaw. Przyszliśmy tu z Polą – zabawa super , dzieci zupełnie inne niż w Australii niż Nowej Zelandii , wychudzone , zapadnięte , bez pieluch , bez wózków , przywiezione w chustach na motorynkach…. Pieszo poza nami po mieście nikt nie chodzi. U jakiegoś gościa kupiłem z wózka na ulicy najpierw 10 a potem kolejne 20 sztuk jakichś smakołyków. Kosztuje to 1000 za sztukę , jest albo czymś na kształt zapiekanego banana w cieście , albo czymś na kształt pieroga z kapustą zapiekanego w tym samym cieście , do tego garść gratisowych czuszek – echh , pycha… tylko te czuszki za ostre. Znalazłem kafejęinternetową , działa nawet nieźle – koszt 2.000 za pół godziny , rewelacja 10 razy taniej niż w Australii , a prędkość podobna…
Po bubu udało się trafić na próby przed jakimś lokalnym festiwalem folklorystycznym – grają na bębnach i talerzach , skaczą , tańczą i śpiewają , mają ciekawe stroje – od okolic Morza Śródziemnego odróżnia ich pozytywnie jedno – nie mają fujarek…. W powrotnej drodze szaleństwo w KFC – kurczaki , ryby , ryż , pepsi , sałatki – pełne talerze , całość 60.000
I już nasz hotel. Dokąd jutro – póki co nie wiem…