Darwin – Kuta
Ostatni dzień w Australii był bardzo leniwy. Zaczął się o 8.00 , bo na pole zjechała ekipa drwali uzbrojona w kilka specjalistycznych samochodów , piły typu Husqvarna , jakąś taką niesamowitą magię do mielenia gałęzi , ładowacz pni itp. i przez 5h prześwietliła pół wielkiego drzewa rosnącego tuż za nami , spać się nie dało , pakować też , bo wszystko w trocinie. Park krokodyli , gdzie można nakarmić gada albo zobaczyć jak skacze 2 metry w górę po żarcie kosztował 35 dolarów , więc z niego zrezygnowaliśmy , bo drogo jak cholera.
Pojechaliśmy na plażę odkrytą wczoraj , gdzie się wygrzewaliśmy i kąpaliśmy od 14.00 do 17.00. Pola znowu stawiała babki , pływała na kole i cieszyła się z całokształtu , poszedłem do Colsa kupiłem 2 litry lodów za 6 AUD i zimniutkie różowe winko też za 6 AUD , więc pożegnanie z Australią na bogato ….. Potem w busa nr 5 i na lotnisko , po drodze kolejny Coles tym razem zamiast lodów kurczak i zmiana wina na nowe. Wyżera w centrum handlowym z buta 3 km na lotnisko i około 21.30 na miejscu. Tu przepakowka i spać na znanych dywanach. O 2.00 pobudka i do odprawy… oczywiście jazda z powodu braku biletu na wylot. Gadam do pani , potem do jej szefa , że z Indonezji do Malezji przejedziemy sobie taxi , promem lub pieszo , nic to uparli się na bilet wylotowy i już , na nic gadanie , że konsul w Darwin mówił , ze nic na wylot nie trzeba , uparł się gość i już. Jakbym miał zeskanowany i podrobiony jakiś byle jaki bilet to pewnie by zadziałał , a tak to nic z tego , trza było kupić bilet na 15 czerwca gdzieś z Sumatry do Malezji , ale ani skąd ani dokąd to nie wiem , bo biletu póki co na oczy nie widziałem , zaufałem gościowi , dałem mu moją kartę kredytową a co on z nią zrobił tego póki co nie wiem , oficjalna wersja ze kupił 3 bilety za 115 AUD razem , czyli w sumie i tak nie wielka strata jak z nich nie skorzystamy , a pewnie nie skorzystamy , taki haracz i tyle z tej AirAsii… W wolnocłówce były rumy po 21 AUD za litr , ale nie kupiłem bo jakoś mi się nie chciało… Potem jakieś dziwne skanowanie Ani i wózka pod kątem bomby – pani jakąś magią je potraktowała , potem włożyła coś do kompa i wyszło na ekranie że min niet. Airbus A320 załadowany mniej więcej do połowy odleciał o czasie. Leciał 3h , po drodze zmieniając czas o kolejne 1,5h w tej chwili między Polską a nami jest +6 czyli jak w Wawie 8.00 , to u nas 14.00. W samolocie nie ma piwa , ale jedzenie w miarę tanie , ceny w USD tak ok. 5 USD za porcję. Obsługa mieszana , malezyjska , miło się kłaniająca przy powitaniu i pożegnaniu. Lot w ciemnościach prawie cały przespany. Powitanie na lotnisku bardzo miłe , płacisz 25 USD za wizę ważną 30 dni , dajesz panu wopiście paszport , tę wizę i karteczkę wypełnioną w samolocie i bez słowa idziesz po bagaż , z bagażem do celnika tu dajesz drugą kartkę z samolotu i wsio.. Po max 10 min jesteś już w Indonezji.. możesz to załatwić milcząc…
Tu musisz uważać na portera co ładuje ci bagaże na swój wózek i potem gdzieś będzie chciał wieźć – usługa 5000 rupii , czyli około 1,5 zł , ale po co nie wiem. Kasę można wymienić w kantorze – podstawowa waluta to USD kurs ok. 8000 rupii = 1 USD , generalnie ok. 3000 rupii = 1 zł , czyli ceny dzielimy na 3 skreślając 3 ostanie zera. Można kasę podebrać też z bankomatu jest na lotnisku. Przykładowe ceny: śniadanie w McDonaldzie – 8 zł , woda 1,5l – 1 zł , lód z McDonalda 30 groszy , koszulka typu T-shirt 6 – 10 zł , fryzjer 5 zł , proste jedzenie na ulicy 3 zł , generalnie dwa trzy razy taniej niż w Polsce , oczywiście poza piwem – piwo dostępne bez kłopotu w każdym sklepie czy straganie , cena ok. 20.000 – 22.000 za butelkę , czyli ok. 6 – 7 zł. Wyżej niż piwo na razie nie spotkałem… Butelki mają dziwną pojemność 620 ml , a piwo jest z akcyzą na kapslu , czy puszce. Po przegonieniu nachalnych taksówkarzy z buta do miasta – lotnisko jest prawie w mieście do plaży i hoteli w Kuta max 5 km , do miasta ok. 2 km. Pas startowy lotniska częściowo przy wodzie , więc fajne wrażenie przy lądowaniu. Pierwsze minuty w nowym miejscu pozwalają na wyrobienie sobie zdania o tej wyspie: jest ciepło – myślę że spoko 35 stopni , wilgotniej niż w Australii , ale bez przesady , poruszać się trudniej , bo krawężniki wysokie po kolana , drogi na przejściu nikt nie ustąpi , przejścia nie oznakowane , na ulicy pełno samochodów i motocykli , a i chodnik nie dość , że krzywy to potrafi się nagle skończyć i trza iść dalej po ulicy – na szczęście asfaltowej. Co chwila ktoś Cię zaczepia i albo chce Cię podwieźć , albo przenocować.. Po pół godzinie marszu i minięciu 2 dziwnych pomników: jakiegoś wielkiego żołnierza i kwadrygi dotarliśmy do naszego hotelu. Hotel nazywa się Puri Nusantara , nasz pokój z klimą , łazienką i ciepłą woda kosztuje 330.000 za noc , najtańszy z wiatrakiem i bez wody 185.000. Na powitanie piekielnie słodka kawa i herbata , potem myk do pokoju na kąpiel i sen , bo spać po tej nocy pełnej wrażeń chce się okrutnie. Jak dziewczyny spały ja poszedłem na 90 minutowy spacer po okolicy wrażenia w następnym poście. Teraz pomału trzeba się przestawić na ten styl życia kompletnie inny od australijsko-nowozelandzkiego do jakiego przywykliśmy przez ostatnie 2 miesiące. Im szybciej się przestawimy tym lepiej, tylko jak tę zmianę świata zniesie Pola????