Darwin – part 2
Dziś były 33 stopnie , nasze pole namiotowe nie dość że jest blisko lotniska i co chwila startują samoloty zarówno cywilne jak i wojskowe myśliwce przekraczające barierę dźwięku to jeszcze obok jest tor treningowy dla szybkich motocykli – więc ryk silników trwa…
Autobusem nr 8 podjechaliśmy do McDonalda , potem przez pole do gry w golfa przeszliśmy na plażę wstępując na chwilę do kasyna. Poli nie wpuścili , więc na raty obejrzeliśmy to gniazdo zła – jednorękie bandyty , ruletki , blackjacki itp. przyrządy do tracenia kasy. W kasynie wygrywa tylko jedna osoba – właściciel… Plaża piaszczysta , płaska z łagodnym dnem , w miarę pusta w sam raz dla Poli. Tylko cienia brak. Po plażowaniu krótki spacer wśród namorzyn , miał być bazar wieczorem , ale był rano , więc po zakupy do znanego supermarketu , znowu ten pyszny kurczak. Aborygen na aborygenie odpoczywa na trawniku pod palmą , popija winko z plastiku i olewa wszystko. Kasę na życie ma od państwa z tytułu dzierżawy swoich ziemi pod kopalnię złota , węgla i innych bogactw naturalnych. Do szkoły nie chodzi , do pracy go nie wezmą , resocjalizować się nie chce , więc zostaje dawać w palnik od rana do wieczora..
Po powrocie na pole zdziwko – stoi motocykl BMW na numerach grochowskich – o panie a on tu skąd. To pierwszy pojazd na numerach innych niż australijskie , jaki w Australii zobaczyłem. Motocyklista siedział przy stole i przerzucał zdjątka do kompa. Okazało się , że to taki fajny obieżyświat z Wrocławia / blachy sponsora / , co jeździ od miesiąca po outbacku z Perth na wschód szukając wrażeń i kręcąc filmy dla swoich sponsorów. Prywatnie pielęgniarz i ratownik medyczny , z zamiłowania podróżnik , a to rowerem 900 km po Portugalii , a to motorem 15000 km po Australii , a to na ryby do Norwegii , a to na grzyby pod Wrocław. Gadało nam się bardzo przyjemnie i ciekawie , może jeszcze kiedyś się spotkamy.