Melbourne – Belgrave – Olinda – Croydon – Melbourne
Mieliśmy wstać o 7:30 , ale jakoś się nie chciało i wstaliśmy o 8:15 to i lepiej , bo padało cały dzień , przynajmniej mniej zmokliśmy. Po tradycyjnym śniadanku – Pola w ramach rekompensaty za wczoraj dostała ciasteczka – oddaliśmy pokój , zapakowaliśmy graty do middle lockera za 8 AUD/24/h – granda!!! I na stację central ; tu kupiliśmy bilety dobowe na 1+2 strefę i pojechaliśmy do Belgrave. Tam obejrzeliśmy start wąskotorówki ciągniętej 24 km przez parowóz , czyli Puffing Billy – 30 AUD w dwie strony ; 24 AUD w jedną. Potem autobusem miejskim do punktu obserwacyjnego na Mount Dandenong – 633 m npm – nic nie było widać oprócz temperatury na wielkim termometrze – wskazywał 6oC , co przy nałożeniu wiatru i deszczu tworzy zimę…. Zeszliśmy 2 km w dół do Olindy , tu ogrzaliśmy się w barze i kupiliśmy lokalne winko – Olinda i te okolice do zagłębie winne. Potem w drugi autobus i po innej stacji czyli Croydon. Przy okazji kolejna pochwała dla systemu komunikacji miejsko-podmiejskiej w Melbourne – rewelacja. Stamtąd w kolejkę i do centrum miasta. Zobaczyliśmy tę Eurekę , ale nie wjeżdżaliśmy bo widok i tak byłby kiepski poza tym Ani było zimno- jak ktoś chce to wjazd 24 AUD. Potem szybki spacer po południowym brzegu w tramwaj i do hotelu. Tu jedzonko , przepakowka , telefon do mamy , która w sobotę przeżyła pożar domu , na szczęście tylko piwnice i nic się nikomu nie stało… Teraz już tylko samolot do Darwin i koniec tych australijskich jesieni…. A wszystkie dzisiejsze podróże na tym wspaniałym dziennym bilecie za 11 AUD – iskierce nadziei na lepsze ceny….