Melbourne – part 1
Rano dali nam śniadanko – tosty z dżemem , płatki kukurydziane z mlekiem , kawę i herbatę. Zebraliśmy się o 11 , najpierw zakupy w Aldiku nieopodal , potem zobaczyliśmy starą łaźnię miejską i musieliśmy iść na zakupy do Queen Victoria Market – wielkiego krytego targowiska z wszelakim badziewiem + ciuchami i zabawkami z Chin , bo pojawił się lejwoda. Na targowisku kupiliśmy truskawki – rewelacyjna cena 1 AUD za dość spore pudełko. Lejwoda trwał do 15.00 - przeczekiwaliśmy najpierw w hali potem w darmowym turystycznym , autobusie typu Hop-on , hop – off , gdzie podczas 1,5h godziny jazdy objechaliśmy całe centrum , widząc przez zalane szyby: port , dworzec kolejowy , Akwarium , część południową miasta , centrum filmowo-kulturalno-wystawowe , muzeum imigracji , 2 stadiony: MCG na prawie 100 tys. zbudowany na okazję olimpiady w 1956 roku i Telstra na około 55 tys. oraz kilkadziesiąt innych pomniejszych atrakcji. Wysiedliśmy przy Royal Exhibition Building – wielkim budynku z olbrzymią kopułą i wielkim portalem wpisanym na listę Unesco zbudowanym w 1880 roku w stylu neoklasycznym na potrzeby wystawy światowej. Później obradował tu parlament stanowy , rozgrywano zawody podczas olimpiady , obecnie są tu wystawy czasowe – dziś były antyki grecko-rzymskie. Obok jest park z ładną fontanną oraz muzeum Melbourne supernowoczesna budowla o dziwnym kształcie i jeszcze dziwniejszym dachu mieszcząca muzeum – wjazd 8 AUD oraz kino IMAX z superwielkim ekranem – podobno największym na świecie. W muzeum tłumy – bo akurat była wystawa skarbów Tutanhamona 32 AUD/os. Krótka przerwa na bubu i poszliśmy przez dzielnicę włoską – podobno z najstarszymi budynkami w mieście obok uniwersytetu i dawnego więzienia , w którym obecnie jest muzeum strachów – wjazd 15 AUD. Potem superwyżera u Chińczyka w supermarkecie oraz szaleństwo chyba z pół kilo sushi za 10 AUD , bo jakieś bigpromo było z okazji Dnia Matki – bo dziś tu jest obchodzony dzień matki. Znowu przeczekiwanie deszczu. Potem spacer chińską uliczką z połowy XIX wieku. Nawet ciekawa. Przy okazji zobaczyliśmy jeszcze okazały gmach biblioteki stanowej. Kolejne kroki to parlament stanowy z lat 1856 - 1931: ładnie oświetlony z doryckimi kolumnami , skarbiec i katedra anglikańska św. Patryka. Zrobiło się już ciemno i zimno więc pora wracać. Dziś jesteśmy bardzo najedzeni i napici; w końcu dziś 7 rocznica ślubu. Wtedy też padało….. Dzięki wszystkim pamietającym za życzenia
Na deser parę słów o mieście: 3,5 mln ludzi – drugie po Sydney w Australii ; stolica stanu Victoria leżące nad ujściem rzeki Yerra do Zatoki Phillipa ; 300 km na południe za cieśniną Bassa oddzielającą Morze Tasmana od Morza Południowoaustralijskiego jest Tasmania. W mieście jest dużo nowoczesnych wieżowców – trochę mniej niż w Sydney i bardziej porozrzucanych po terenie , przez co miasto nie przytłacza. A i ulice tu szersze i zieleni więcej. Sporo też budynków zabytkowych stu – studwudziestoletnich , zarówno reprezentacyjnych gmaszysk jak i zwykłych małych domów , hoteli czy restauracji. Podstawowym środkiem transportu w centrum jest tramwaj. Jeździ ich tu sporo. Autobusów w ogóle się nie widzi , a metro i kolej podmiejska nie są za bardzo rozbudowane. Nad rzeką jest z 5 mostów , rzeka raczej wąska. Ostatnio na południowym brzegu pojawił się ciekawy wieżowiec Eureka Skydeck – ma ponad 300 metrów i jest na nim podobno kolejny najwyższy punkt obserwacyjny na południowej półkuli. Kilka innych wieżowców , ale mniejszych jest obecnie w budowie. Centrum miasta jest prostokątem 1,5 km x 1 km ograniczonym ulicami: Flinders , Spring , La Trobe i Spencer. Wewnątrz prostokąta jest 7 ulic w poprzek / najważniejsza chyba Swanston – bo prowadzi na most / i 7 ulic wzdłuż , dzielących ten prostokąt na mniejsze prostokąty. Jutro kupujemy kalosze , parasolki i zwiedzamy dalej….