Sydney – part 3
Po spędzeniu kilku godzin w McTusku już co nie co wiem o systemie komunikacji międzystanowej i mogę planować dalszą drogę. Te 10,80 AUD za bilet powrotny do Katoomba , to normalna stawka na pociągi podmiejskie wynikająca ze strefy. Poza strefą są tylko stacje przy lotnisku , na które trzeba kupować odrębne bilety co najmniej 6 razy droższe niżby to wynikało z normalnej taryfy. Jedziesz pociągiem chcesz wysiąść na lotnisku płacisz 16 AUD , jedziesz stację dalej płacisz 3,20 AUD. Niezłe co? Dzień zaczęliśmy od śniadanka w hostelu - należy się w ramach opłaty , tylko trzeba być przed 9.00 na stołówce ; dziś nam się udało. Potem przedłużyliśmy pobyt o 2 noclegi po 55AUD , choć Pan chciał po 65 AUD mówiąc , że tamto w NZ to była promocja , ale jakoś go przekonałem , że tego , że nasz pokój mimo , że ma 3 miejsca do spania jest typu twin nie double. Ania spotkała dwójkę Polaków , co od stycznia jeżdżą do Azji i Oceanii , mamy z nimi się wieczorem u nas spotkać.
Potem przez dzielnice Paddington i Surry Hills / szczególnie ładna ulica Oxfort z tanimi knajpkami i miejscami spotkań gejów i lesek/ mijając po drodze muzeum żydowskie do dworca kolejowego. Tu z godzinę spędziłem na rozmowach z kolejarzem i autobusowcem i już prawie wiem jak dotrzeć do Darwin , jeszcze zostało w nocy sprawdzić pociągi. Potem do Darling Harbour obejrzeć ładną panoramę Sydney oraz muzeum morskie. Za darmo , ale obowiązuje system kontroli wejść za pomocą nalepek. Muzeum ma kilka ciekawostek: swego czasu najszybszy pojazd wodny – pływał ponad 500km/h , kajak którym pewien Niemiec płynął w latach 30-tych 7 lat z Niemiec do Papui , wyszło mu ponad 50.000 km , czyli jakby nie patrzeć 20 km dziennie – dzień w dzień przez 7 lat , niezły kolo. Potem łódka jakich wiele na mazurach , która sterowana przez samotną kobietę przepłynęła dookoła świata bez zawijania do portu , no i hit dnia – łódka z kilku tysięcy piwek po piwie rewelacja pływa do cudo , bo w Darwin są organizowane co roku zawody pływania na byle czym i to jeden ze zwycięzców. Przed muzeum można obejrzeć kilka jachtów w tym niezłą berkantynę James Craig z 1874 roku wciąż pływającą po Port Jackson , niszczyciela , łódź podwodną oraz wielki mur z tysiącami nazwisk imigrantów czyli Welcome Wall.
Po muzeum przejażdżka monotrailem , czyli tym cudem na kształt S-Bahn , bilet 4,90 AUD pętla około 10 minut jazdy w kierunku antyclock , wszystkiego 8 przystanków – w sumie nic ciekawego.
Do wieży w Sydney dotarliśmy już po zmroku , a chcieliśmy zdążyć na zachód słońca , ale i tak byśmy go nie widzieli , dziś znów padało… Próbowaliśmy numer sprzedany nam przez Karolinę , że by do kawiarni na kawę , ale chyba za bardzo wyglądaliśmy na turystów , więc zaproponowali nam szwedzki stół za 60 AUD i delikatnie spławili. Musieliśmy kupić bilet normalny 25 AUD , ze zniżką YHA 20 AUD. Wjazd na wieżę jest poprzez Westfield Shopping Centre z 5 piętra tego budynku , do restauracji z 4. Bilet obejmuje również pokaz filmu w kinie na dole , ale to sobie odpuściliśmy. Widoki Sydney nocą rewelacyjne – widać piękne położenie miasta nad oceanem i zatoką z wieloma odnogami oraz rzeką do niej wpadającą. Podobno w bezchmurny dzień widać Góry Błękitne odległe o 100 km. Wieża ma 309 metrów wysokości czyli jest niższa niż w Auckland , ale punkt widokowy jest na 250 metrze , czyli wyżej niż w Auckland. Jak by ktoś próbował po schodach to mają one 1504 stopnie… chodzić lepiej nie w górę tylko wokół wieży na jej zewnątrzu – Skywalk kosztuje tylko 40 AUD i trwa 60 min.
Dziś jadła u bezdomnych nie było , zakupy zrobiłem w supermarkecie Coles , jak się trafi na promocję to jest tanio np. cola 1,25 litra za 1 AUD lub kilo gruszek za 1,5AUD. Jak się nie trafi to kilo bananów 13 AUD , czyli 40 zł!!!! Konkurencja dla Coles jest Woolworths.
Po rozpoznaniu sprawy z salonie Vodafone – karty SIM nie kupujemy – kosztuje 10 AUD , a rozmowa do Polski 1AUD/min i nie działa na internet , a internet z gg i skype jest w McTusku , więc aktywny jest nasz numer polski.
Jutro dzień wycieczkowy – promy i plaże lub góry błękitne – w zależności od pogody.