Sydney - part 2
Spało się długo i dobrze to skutek rumu. Rano wielkie pranie i jajecznica i deszcz. Wyszliśmy o 13. Najpierw trochę pozwiedzaliśmy KingsCross , za dnia wygląda całkiem normalnie. Potem Williamem dotarliśmy do centrum , gdzie obejrzeliśmy ratusz z lat 80-tych XIXw. z zewnątrz podobny do budynku poczty , wewnątrz podobno piękny , ale zamknięty , więc nie mogę tego potwierdzić. Obok ratusza jest katedra św. Andrzeja – też zamknięta i Queen Victoria Building – okazały z 1898 roku czterokondygnacyjny dom handlowy w kształcie hali z piękną kopułą , pod dachem wiszą 2 piękne zegary , na piętra prowadzą drewniane schody lub stylowe windy , a przed wejściem stoi pomnik patronki w dostojnej królewskiej pozie. Obok widzieliśmy wybudowany w 1929 r. State Theatre jeden z dwóch ocalałych przedwojennych teatrów – reszta zbankrutowała – wejście do tego teatru i korytarz przy kasach są bajecznie piękne. Potem przeszliśmy na dzielnicę Rocks najstarszą w mieście , faktycznie wykutą w skałach, leży ona nad zatoką tuż obok mostu i protu promowego. Są w niej milutkie , prawie dwustuletnie domki , ładny widok na operę i most , muzeum sztuki współczesnej , właśnie budowany hotel Hyatt , zakamarki , strome schodki , liczne przystanie , stare spichlerze , obserwatorium astronomiczne itp. Wejście na most i pylon widokowy jednak nie tu tylko w głębi lądu. Most jednak zostanie przełożony na jutro , bo znowu zaczęło padać i robi się pomału ciemno. Idziemy do akwarium leżącego w dzielnicy doków przemysłowych , czyli Darling Harbour nad samą zatoką Cockle. Obok akwarium jest podobny obiekt związany z lądem , ale był zamknięty. Za to akwarium było otwarte i spędziliśmy w nim 2 godziny. Bilet 35AUD , a z YHA 28 AUD warto kupić. Akwarium jest olbrzymie , a zasadzie to zespół wielu akwariów: małe z rybkami , rafami koralowymi i wszelakimi stworami żyjącymi w morzach wokół Australii – akwariów jest około stu , a stworów tysiące – Ani ulubieniec to konik morski udający wodorosta. Opisać tego nawet nie próbuje , zdjęcia też tego nie oddają. Poza tym jest 6 stacji tematycznych: Stacja 1 - dziobak czyli platypus – rewelacyjny pływający ssak znoszący jaja , żyjący tylko w Australii , jego dziób jest rewelacyjny , a sposób pływania nie do podrobienia. To mój ulubieniec. Stacja 2 – kilka telewizorów z filmami o rekinach , można obserwować jakie trasy pokonują , bo mają wszczepione nadajniki GPS. Można zobaczyć model rekina w skali 1:1 z klocków lego – w ogóle z klocków lego jest tu z 8 różnych stworów ułożonych. Jest otwarta szczęka rekina , który miał 6 metrów długości. Jest model tego rekina. Stacja 3 – to akwarium z dwoma moświnami – cudne można je podglądać z każdej ze stron , bo są dwa podwodne tunele. Czasami z nimi pływają panie z obsługi. Stacja 4 – to gigantyczne akwarium z rekinami jest ich tu ze 30 kilku odmian i wielkości. Są tu też olbrzymie płaszczki i wiele innych ryb , żółwi i innych pływaków. Akwarium oczywiście ogląda się z każdej ze stron Stacja 5 – to 2 malutkie pingwinki miniaturki po około 35 cm wysokości występują one na południu Australii i są urocze. Oprócz nich było tu wiele ryb z zimnych mórz. Stacja nr 6 rewelacyjne olbrzymie akwarium z wielką rafą koralową , gdzie ogląda się morskie żyjątka jak film lub przedstawienie , gra odpowiednia muzyka i można odlecieć. Akwarium – rewelacja łącznie około 5 mln litrów wody , czyli ponad 5000 ton – istne szaleństwo. A ta część Sydney piękna. W powrotnej drodze załapaliśmy się na darmowy posiłek rozdawany poniżej katedry przez jakąś fundację – jedzą bezdomni i turyści. Idąc przez dzielnicę dawnych slumsów Woolloomooloo pełno bezdomnych można spotkać jak leżą pod wiaduktem w kartonach lub pod śpiworami. Sydney tak nam się spodobało , że chyba spędzimy tu 2 dni dłużej niż planowaliśmy. Bo na razie zobaczyliśmy tylko nikłą część tego co planowaliśmy… wszystko wina pogody i dobrego snu…