Napier – Rotorua
Spaliśmy do 9:45 to chyba rekord na wyjeździe okno było szczelnie zasłonięte i udało się Polę przekonać , że jeszcze noc. Śniadanie zjedliśmy na zadaszonym bubu na plaży – fajny pomysł dach chronił zarówno przed deszczem jak i słońcem. Potem wzdłuż kamienistej plaży długiej , szerokiej i z ładnym dostępem do Pacyfiku , w zasadzie do zatoki Hawke. Plaża ciągnie się ze 3 km a wzdłuż niej główna ulica tego 55- tysięcznego miasta , czyli Marine. Tutaj można znaleźć fajne akwarium , fontannę , zegar kwiatowy i rzeźbę Pania of the Reef – symbol miasta coś na kształt syrenki kopenhaskiej , tylko że był remont parku i Pani nie udało się zobaczyć. Miasto w dniu 3 lutego 1931 roku uległo prawie całkowitemu zniszczeniu wskutek trzęsienia ziemi – ponad 250 zabitych , a po nim zostało odbudowane w stylu artdeco. Całość śródmieścia zajmuje około 12 ulic , gdzie można odnaleźć z 15 – 20 ładnych parterowych lub jednopiętrowych budynków m.in. kino , teatr , hotel , siedziba gazety , firma tytoniowa , parę sklepów: całość w miarę jednolita , ale wrażenia większego nie robi i to zarówno w dzień jak i w nocy. Na rynku jest kurant w kształcie harfy ciekawie brzmiący oraz fontanna pełna czerwonych rybek. Całość miasta do oblecenia w 3 godziny. Nadjechał bus z Hastings wsiedliśmy i po 4h jazdy byliśmy w Rotorua. Generalnie busy po wyspie południowej jeżdżą puste i wożą tylko turystów , po wyspie północnej jeżdżą pełne i wożą głównie Maorysów. W Rotorua przywitał nas straszny smród – wcześniej jak tu byliśmy takiego nie było i dziwiliśmy się ludziom , którzy mówili , że w Rotorua śmierdzi. Teraz potwierdzamy – śmierdzi. W naszym hotelu koło dworca miejsca nie było , bo zajęła go wycieczka niemieckich dzieci , w którymi jechaliśmy. Nocleg udało się znaleźć 3 ulice dalej. Nazwa Central Backpackers – cena 60 NZD/2os – tu będzimy spali 2 noce. Pan z recepcji dał nam 2 tajemnicze kartki , z którymi poszliśmy do pubu Pig@Whistle i tu zamieniliśmy na 2 kufle piwa… Obok pubu był wielkanocny kiermasz. Można było napić się na darmo wina domowej produkcji , spróbować dobrego miodu i zjeść pierogi. To pierwsza impreza na jaką trafiliśmy w NZ. Dziś w ogóle jest jakiś dziwny dzień , bo pełno kwestarzy zarówno w Napier jak i w Rotorua , co chodzą ubrani w dziwne stroje i zbierają kasę na jakiś zbożny cel , a zamian dając coś na kształt czerwonego maka , którego można było sobie przypiąć w klapę. O co chodzi nie wiem , jak ktoś wie proszę o info. Zjedliśmy pyszny obiad typu RoastMeat , na którego od dawna czekaliśmy na wyspie południowej są tylko FishandChips , zrobiliśmy zakupy na 2 dni , bo jutro jest GoodFriday i wszystko pozamykane i poszliśmy spać.