Fox Glacier
Niestety nic nie kupiłem i nic nie zrobiłem , bo rano jak włączyłem net w kompie to w ciągu pół godziny zeżarło mi moje ostatnie 5 NZD na karcie , bo jak się okazało wczoraj przekroczyłem dobowy limit MB i teraz za każdego MB zjada po 1 NZD. Zasada jest chyba taka , ze 1 NZD/1h , ale nie więcej niż 50 MB na dobę. Przychodziły jakieś wieści od Vodafone , ale myślałem , że to spam i ignorowałem , a to był błąd!! Ale po porannej rozmowie plan jest gotowy: Timor - be ; Bali - cacy. Zebraliśmy się koło 12 mieliśmy ochotę na freefoods z lodówki , były tosty , masło i dżem. Niestety chinolec zażarł tosty zostawił tylko masło i dżem… na szczęście tosta udało się znaleźć w zamrażalniku…. , więc śniadanko OK. , bo kawa i herbata są tu darmowe.. Z buta 6 km w nosidle na lodowiec przez nowootwarty szlak leśny przeszło w miarę sprawnie. Przy lodowcu zagroda ze sznurków i napis by dalej przez przewodnika nie iść. Przewodnika mieliśmy w nosidle , więc 20 min w górę i już byliśmy przy początku języka lodowca. O pogodzie nie pisze , bo piękna lampa….
Tu przebieralnia dla wycieczek po 100 NZD za 4h , wycieczki 10 osób + przewodnik - z wypożyczalni wycieczkowej przebrane w jakieś przedpotopowe , znoszone buty , wełniane skarpety , kurtki z epoki brązu , kije ze szpikulcem do wbijania w lód i pół raka na but tylko pod śródstopie. Komizm na maxa. Śmiać mi się chciało z tych przebierańców… Pola pokazała im klasę i po wyrąbanych schodach wlazła na szczyt lodowca trzymana za rękę przez mamę , co robiła i za kij i za rak. Tata robił foty , wycieczka robiła wielkie oczy , a przewodnik mówił stupid , stupid , very dangerous , stop , stop. Jasne jakbym zapłacił stówę i miał raka byłoby spoko , a tak crazyman. Skosy przerażone robiły nam foty , a Pola pozowała jak gwiazda Hollywood. Lodowiec jak lodowiec , szczeliny , jęzory , kamienie , wnęki , mini jeziorka itp. Trasa doskonale wytopiona przez słońce i te raki wycieczek, ciepło , na schodach breja , więc szło się spoko. Tylko te wyrąbane schody i kamienie porozrzucane po ścieżce psuły cały klimat… I co chwila , ktoś się do nas przyczepiał , że mamy złe buty i idziemy bez przewodnika. Mówię mu , że do bezpiecznego chodzenia po górach potrzebne są serce , dusza i mózg , a nie superciuch i superprzewodnik , a on mi crazyman , stupid itp. Jak wracaliśmy jeden z tych debili wyrwał Polę z rąk Ani mówiąc , że jest nieodpowiedzialna i naraża dziecko na nagłą śmierć pod lawiną , / której nikt tu nie widział od co najmniej 10 lat / lub głodową w wielkiej szczelinie….. Pola zrobiła dzika aferę i ugryzła napastnika w rękę !!!!! Ania odebrała po kilkunastu sekundach dziecko z łap intruza i spokojnie hopki-hopki zeszła w dół. Gość coś krzyczał o policji , a Japończyki z wycieczki tylko pstyk – pstyk , może jutro Pola będzie w Youtube…. Tak czy siak największym zagrożeniem na lodowcu byli dla nas ci przewodnicy…. W powrotnej drodze pięknie podrzucił nas angielski kamper , zakupy w sklepie , tel do Intercity i spać. Jutro – Greymouth.