Queenstown 1/2
Dotarliśmy tu na 11.15 , odebrałem bagaże , poszliśmy na dobrą wyżerę u Chińczyka i zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. A to trudne , bo weekend i ichniejsze Zakopane. Ganiałem z godzinę: albo zajęte albo nie przyjmują z dziećmi , albo drożyzna. Wreszcie trafiłem do Alpine Lodge i za 64 NZD/2os nocleg jest. Tu się wykąpaliśmy , przebraliśmy i po małej drzemce ruszyliśmy w miasto. Queenstown ma ok. 12 tys. ludzi , leży nad jeziorem Wakatipu długim na 70 km / najdłuższe w NZ / w kształcie stylizowanej cyfry 4 i jest stolicą sportów ekstremalnych. Tu wymyślili bungy , można skoczyć z 134 m w dół za ok. 250 NZD , można robić co się chce na ziemi , wodzie i w powietrzu. A wieczorem imprezy , knajpa na knajpie. Ludzi full. Po dobrej rybce na kolację wróciliśmy do hotelu. Ja robiłem herbatę , a Ania i Pola poszły do recepcji po proszek do prania. I to był błąd!!!!! Pani z recepcji zauważyła Polę i zrobiła wielką aferę , że hotel nie jest przystosowany dla dzieci , nic nie mówiliśmy , że mamy dziecko / mimo , że mówiłem i widziała jak z dzieckiem wchodzimy do hotelu / i mamy natychmiast się wynosić stąd!!! Na nic tłumaczenia , że jest już 21.00 , że dziecko będzie siedziało w pokoju i nic mu się nie stanie , że jest zimno na dworzu , że zwiniemy się jutro rano , że nie znajdziemy nigdzie hotelu itp. Pani powiedziała , że znalazła pokój w hotelu obok i za godzinę ma tu już nas nie być. No i tak też się stało….. trzeba było się zwinąć , a pranie poczeka…. Śpimy 2 noce w Aspen Lodge. Ech te kurorty. Rozpuszczeni miejscowi przez turystę , któremu można wcisnąć największy szmelc a on i tak tu wróci….. Inna rzecz , że to miasto jest naprawdę urokliwe…