Te Anau – Milford Sound – Te Anau
Rano wyskoczyłem do sklepu po zakupy na drogę. Czarne chmury na niebie i biały śnieg w górach nie zapowiadały niczego dobrego. Ruszyliśmy w 2 busy typu Mitsubishi Fuso. Droga Do Milford początkowo jest nudna wiedzie wzdłuż jeziora a potem przez las. Ciekawy odcinek zaczyna się gdzieś w połowie drogi i trwa około 60 km. Co parę km bus się zatrzymywał i kierowca pokazywał różne cuda. Najpierw Mirror Lake , w którym odbijają się pięknie pobliskie szczyty , odbijają się jak jest słońce , jak pada deszcz , to tafla jeziora jest zmącona i nic się nie odbija.. Knobs Flat to toaleta płatna 2NZD/os , Lake Gunn – ładne jeziorko , Divide – wypad na Routeborn z otwartą wiatą i parkingiem na starcie. Hollyford Valley – ładny widoczek na dolinkę rzeki. Homer to tunel kuty 20 lat , z ruchem jednostronnym , długi na 1219 m i pochyły wjazd na 920 m npm najwyższy punkt na drodze jakieś 50 m wyżej był granica śniegu. Wyjazd na 860 m npm. Tunel wygląda super , bo jest nieoświetlony i ma naturalny skalne sklepienie. Za tunelem wyjazd z inny świat , wokół wysokie ośnieżone szczyty , pionowe skały z mnóstwem wodospadów , serpentyna drogi – widoki bajkowe. Następny postój to Chasm – wodna kipiel na 15 minutowym szlaku. Na 3 godzinach dotarliśmy do portu w Milford. Poza portem , minilotniskiem , kilkoma hotelami nic tu więcej nie ma. W porcie można wybrać rejs po fiordzie spośród 4 przewoźników: ceny za rejs trwający około 90 – 130 minut w zależności od godziny startu i długości rejsu od 60 do 90 NZD. Nasz na miejscu kosztuje 114 NZD i trwa 3h , bo dodatkowo na łódce ma być wyżera + wypływamy na otwarte morze + wizyta w podwodnym obserwatorium. O 11.40 start – pogoda od tej pory super: słońce , brak wiatru , nawet rozebrałem się do podkoszulki. Żarcie średnie zwykły obiad ze szwedzkim stołem po pół godzinie wszystko wyjedzone , pozostała tylko kawa i herbata , podwodne obserwatorium – takie sobie schodzi się kilka metrów w dół i ogłada rybki i rafę w fiordzie przez grubą szybę. Wypad w morze – rewelacja – trzęsło i kiwało , Pola się cieszyła i mówiła bubu-bubu czyli , że jest na huśtawce. Statek z otwartym pokładem wszystko ładnie się widziało , 2 razy podpłynął pod wodospad i umył pokład – były niezłe śmiechy. Widoki – o tym nie napiszę nic a zamieszczone zdjęcia też tego nie oddadzą. To trzeba zobaczyć koniecznie. Jak ktoś widział fiordy norweskie to się nie rozczaruje , te fiordy są nieporównywalne . Norweskie takie bardziej surowe , z mniejszą liczbą wodospadów i roślinności , jakby martwe. Te nowozelandzkie wyniosłe , zielone , żywe. Padają tu ogromne ilości deszczu średnio 7 m rocznie , min 4 m , max 9 m. Generalnie mimo , że za rejs trochę przepłaciliśmy i wróciliśmy głodni to z pewnością tego wypadu nie żałujemy. Jednak pogoda – to podstawa. Nie padało dziś prawie wcale , ale miało wg prognozy cały dzień. Jutro trochę tu pospacerujemy , rozejrzymy się odnośnie tego RouteBorna , bo po tym jak zobaczyliśmy tyle śniegu i tak nisko to jednak nocleg w nieogrzewanym szetlerze przy poniżej zera na zewnątrz byłby lekką przesadą szczególnie w przypadku Poli , więc chyba jednak 2 noclegi w chatach.