22.08.2025 Chengdu - Taszkent - Chodżent
W metro i na lotnisko. Lotnisko olbrzymie, ale w części międzynarodowej pustawe. Kilka lotów dziennie. Ania traci nożyk na prześwietlarce, trzymała go pod casem telefonu i kilka lat się udawało. Dziś przepadło. Boenig 737-800 leci 2h50 min, a czas się zmienia o 3h więc wcześniej lądujemy niż wystartowaliśmy. W Taszkencie wymieniamy RMB na sumy i dajemy się nagonić na auto do Ojbek na granicy z Tadżykistanem. To 93 km. Jechaliśmy tą drogą 6 lat temu, wtedy się od granicy odbiliśmy, bo nie dostałem na czas wizy, teraz wizy nie ma. Spora inflacja w międzyczasie była. Teraz 1 zł to 3.400 sumów. Piwo 14.000 napoje 5000. Za kurs dajemy 500.000. Na granicy sporo ludzi, ale bez kłopotu przechodzimy. Nikt nic nie chce. Całość ok. 30 min. Jest Tadżykistan. 6 lat temu to miał być mój kraj nr 100. Teraz jest nr 111. Na granicy jest kantor. Wymieniam 50 euro i pozostałe sumy. Tu walutą jest somoni. Kurs 1 zł to 2,5 somoni. Do Chodżent jest 70 km. Dogadujemy się na 200 somoni. Przed 18 jesteśmy na miejscu. Znajdujemy hotel za 660. Drogo, no ale tu hotele są nieliczne i drogie. Standard ok. Jest klima, wifi i śniadanie. Kraj jest biedny, bardzo komunistyczny i bardzo rosyjski. Pisze się bukwami i pije wódkę do obiadu. Jest też sporo radykałów islamskich w charakterystycznych czarnych czapkach na głowie. W mieście jest sporo pomników świątobliwych mężów z brodami i Koranem w ręku oraz pomników BOB, których wynika że II wojnę św. wygrali Tadżycy. Jest też twierdza i kolejka gondolowa nad Syr-Darią. Jemy szaszłyki po 33, pijemy piwo Yak po 20 za PET 1,5 l lub z kija w knajpie po 17 za litr. Jest sucho i bardzo gorąco, tak 39. Jutro jezioro Iskander.