18.08.2022 Varanasi
Zwiedzanie zaczynamy od najświętszego miejsca , czyli Złotej Świątyni. Wejście dla obcych kosztuje 600 i jest możliwe przez gate nr 4. Konieczny jest przewodnik, Wszystko ogarnia biuro pomocy tuz obok bramy. Ogarniecie tematu zajmuje im koło godziny i zajmuje się tym ze 4 osoby. Skan paszportów, 2 kwity , 2 wpisy w zeszyt, lockers na wszystko co elektroniczne łącznie z zegarkiem. Dają nam na szyje cos na kształt szalika i 4 cudowne słodkie kulki. Wejście jest bardzo pilnie strzeżone , pełno tu wojska oczywiście na bosaka, ale z karabinami. Tuz obok świątyni poświęconej Siwie jest meczet. Świątynia wielokrotnie była burzona przez muzułmanów, obecnie od ponad 200 lat jest status quo. Kopula świątyni jest pokryta 850 kg złota – to dar od maharadży Pendżabu. Miejsce jest bardzo święte , cos w stylu Mesched lub Kom w Iranie. Uczestniczymy w jednym z nabożeństw – dwie osoby, chyba matka i syn ogarniają się po śmierci ich męża i ojca. Modlą się , smarują maściami , wykonują dziwne gesty, śpiewają, leja cudowne mleko na święty kamień z błogosławionego dzbanka. My nie wiemy o co chodzi. Cos na kształt naszych nieszporów. Nas tez smarują na biało po czole, dają nam tez czerwone kropki na czoło i jakieś naszyjniki z kwiatów. Do ucha cudownej krowy trza powiedzieć życzenie to się spełni, ja powiedziałem: ***** ***. Pola mówi ze czuje się jakby była na pieczarkowaniu , czyli czymś na kształt otrzęsin. Fajne to i mistyczne.
Podbieramy kase z bankomatu i załatwiamy bilety na jazdę do Agry. Pociąg full, zostaje tylko bus. Będzie taki o 17. Ma jechać 12 godzin: 2+2 sleeper AC za 2070 od osoby z przycinka pośrednika. Bilet dostajemy na whatsupa. Kupno biletu zajęło nam z godzinę i zajmowało się tym 3 osoby.
Snujemy się po uliczkach starówki, klimacik niepowtarzalny, wąskie uliczki, labirynty wręcz, kolorowi pielgrzymi , żebracy, fakirzy, zaklinacze, handlarze wszelaka starzyzna. Do tego motory, ryksze, rowery, jakieś dziwne wózki. Muzyka, smród uryny pomieszany z kalem i rzygami , a wokół tego zapach kadzidłelek, kwiatow i smażonych nibyplackow. Tłum faluje. No naprawdę trzeba lubić zgiełk wielkich miast, by tu nie zwariować. Ja lubię ) . oczywiście żadnych masek nikt tu nie nosi, a jednak trupy na ulicach nie lezą.
Jest bardzo wysoki stan rzeki, wiec ghaty sa zalane. Nie ma stosów na których pali się ciała , lodzie nie pływają, bo nurt jest bardzo silny. Są tylko modlitwy i klimaty. Miasto jest święte , wiec praktycznie nie ma tu możliwości kupienia mięsa , knajpy sa tylko vege , a piwo jest tylko u naszego gospodarza. Jest sklep alko , ale bez piwa tylko rum i whisky, ale tego to ja nie pije. Jemy jeszcze obiadokolacje w knajpie przy głównej ulicy i przez okno obserwujemy ten tłum ludzi. Na parterze jest kantor , tu koleś próbuje zrobić przewalkę na niby serie euro nowa/stara. E kolego klimaty cinkciarzy jeszcze trochę kojarzę i znam ten wałek… Kurs 79,9 ok.
Jutro trochę z rana się tu posnujemy, a potem walim do Agry. Dziś było tak 35 i lampa.