06.07.2019 Al Qurnat as Sauda
Udało nam się wejść na najwyższy szczyt Libanu. To mój 42 kraj w którym jestem na najwyższym szczycie. A było to tak: pobudka o 7.00 , o 7.30 śniadanie , o 8:30 podjechał t.zw. kuzyn szefa i zawiózł nas za 25.000 LL do dolnej stacji wyciągu jakieś 10 km stąd. Wysokość 2095. Jest kilka wyciągów , działa jeden , ale wojskowy i mimo wielu próśb nie pozwolono nam nim jechać. Trza iść z buta. Start o 9:30. Najpierw idzie się wzdłuż dolnego i górnego wyciągu na jakieś 2800 , czyli różnica wzniesień 700 m na 2000 m , czyli stromo. Czarna trasa w górnej części. 2,5h i jesteśmy. Potem jest płaski odcinek jakieś 4km , gdzie utrzymuje się wysokość 2800 – 2850. Są tu obozowiska pasterzy owiec i kóz oraz drogi szutrowe , po których ganiają wycieczki na quadach lub terenówkach. Sporo wojska , ale nam pozwalają iść dalej , mimo że jesteśmy jedyni bez obstawy. Na szczyt podchodzi się jakieś 250m na odcinku ok. 1000m. Góry są proste , gołe , gdzie nie gdzie są jeszcze pola śnieżne. Na szczycie znajduje się obelisk z tablicą. Szliśmy w górę 5,5h. Po drodze Pola miała 1 kryzys , ale szybko go ogarnęła. Z powrotem szliśmy nieco inną drogą i zajęło nam to 4,5h. Przed 20 byliśmy na dole. Szukaliśmy transportu w dół , ale nic się nie udało znaleźć , a właściciel hotelu nie odbierał. Jedna pani poleciła nam byśmy poszli ze 300 m dalej na krzyżówkę i tam zagadali z żołnierzami , co tam kontrolują drogę. Tak też zrobiliśmy. W międzyczasie sms wysłał nasz host. Zadzwoniliśmy do niego z telefonu żołnierza i po ok. 25 minutach przyjechał po nas ten sam kuzyn co rano. Oczekiwanie umilała nam rozmowa z żołnierzami: oni mówili po arabsku i trochę po francusku , my po polsku i trochę po angielsku i jakoś szło. Pogoda była cały czas dobra, na szczycie ok. +15. Trochę wiało , ale dało się wytrzymać tylko w koszulce i lekkiej kurteczce. Wypiliśmy za to 6l wody na 3 osoby , co jest naszym rekordem. W hotelu Pola padła , a my z Anią świętujemy kolejny nasz górski sukces. Jutro powrót do Bejrutu i samolot do Cypru.