Podsumowanie
Podsumowanie podzielę na te same tematy na jakie podzieliłem przygotowania:
PRZEJAZDY
W czasie wyjazdu korzystaliśmy z różnych środków transportu:
Samolot – tak jak planowaliśmy: lecieliśmy 3 razy – z Franfurtu do Winduk , z Kapsztadu do Lanserii i z Windhuk do Frankfurtu. W sumie ok. 17.500 km. Bilety do Namibii na Condora mieliśmy kupione wcześniej za 2250 euro , z tego 1800 euro to kupon więc zapłaciliśmy tylko 450 euro. Bilety wewnątrz RPA dokupiliśmy na miejscu za ok. 150 euro. Przeloty kosztowały nas więc tylko 600 euro , czyli 800 zł za osobę.
Autobusy – jechaliśmy 11 razy: z Widhuk do Kapsztadu , Komatipoort – Maputo i z powrotem , z Lanserii do Johannesburga , z Johannesburga do Harare , z Harare do Bulawayo , z Bulawayo do Livingstone , z Kasane do Maun i z powrotem , z Katima Mulilo do Windhuk i z Frankfurtu do Warszawy. Łącznie ok. 7600 km. Dłuższe trasy robiliśmy luksusowymi Intercapami i Flixami. Kiepski jakościowo był autobus do Bulawayo , o czapie do Maputo nie wspomnę – bo to ścisk i tłuk straszliwy. Busiki Kasane – Maun jechały bardzo szybko i były OK. Łącznie wydaliśmy na busy ok. 3000 zł.
Pociągi – tylko z Warszawy do Frankfurtu – 1100 km za 800 zł. W Afryce kilkakrotnie myśleliśmy o pociągu , ale zawsze korzystniej wychodził autobus.
Taksówki i inne prywatne transporty: Widhuk – lotnisko i z powrotem , do Khami Ruins , do Matopo Hills , z Livingstone do Kasane i z Kasane do Ngomo Bridge. Łącznie ok. 300 km za ok. 1000 zł. Jazd po mieście nie liczę. Poza Windhuk , gdzie za przejazd wychodziło prawie 5 zł za km , reszta cen w normie.
Autostop – 2 razy z Vic. Falls do Livingstone i z Ngomo Bridge do Katima Mulilo w sumie ok. 100 km.
Prom – tylko raz przez Zambezi za darmo.
Wypożyczony samochód – wypożyczyliśmy 4 samochody, a planowaliśmy 3. Zdecydowaliśmy się na wypożyczenie samochodu w Zimbabwe , bo raczej bez tego ciężko byłoby się dostać w tak krótkim czasie na 2 szczyty + Great Zimbabwe. VW Polo w Namibii przejechaliśmy 4800 km , Datsunem Go po okolicach Kapsztadu - 1300 km , VW Polo po okolicach Joburga – 4800 km i Fordem Rangersem po Zimbabwe – 1300 km. Łącznie wyszło 12200 km. Na wypożyczenia wraz z pełnymi ubezpieczeniami , benzyną, autostradami i pozwoleniami na wjazd do sąsiednich krajów wyszło ok. 16.000 zł.
Łącznie przebyliśmy ok. 38,5 tys. km , w tym 21 tys. km po lądzie i ok. 17,5 tys. km w powietrzu. Planowaliśmy ok. 30 tys. km. W powietrzu pasuje , ale po lądzie wyszło nam z 7 tys. km. więcej niż myśleliśmy. Te 21 tys. km po lądzie to zdecydowanie najwięcej ze wszystkich naszych wyjazdów. Najczęściej wychodziła tak połowa tego. Przejazdy stanowiły główną pozycję naszego budżetu. Zeszło na nie ok. 23 tys zł.
Nie mieliśmy w podróży żadnych przygód. Po Namibii osobówka spisywała się znakomicie , również to 4x4 w Zimbabwe ogarnęliśmy , choć raz musieliśmy prosić o pomoc przypadkowego kierowcę na stacji benzynowej. Datsun się nie rozsypał , choć sprawiał takie wrażenie , drugie VW Polo to była kompletna nówka. Drogi generalnie są w dobrym stanie i jazda po nich nie sprawia problemów. Ruch nie jest za duży , choć w drugą stronę , ale daje się łatwo przestawić.. Nawigacja maps.me spisywała się znakomicie.
Generalnie trzymaliśmy się pierwotnej trasy z małą korektą polegającą na tym , że do Zimbabwe wjechaliśmy od strony RPA , a początkowo planowaliśmy od strony Mozambiku , w RPA tak nam się podobało , że przedłużyliśmy pobyt w tym kraju kosztem skrócenia pobytu w Mozambiku i to wyszło nam na dobre. Trochę zamota miałem z tą Botswaną , bo pierwotnie planowałem do Windhuk dostać się z Maun , bez powrotu do Kasane , ale jednak zdecydowaliśmy się nadłożyć ponad 1000 km , by wziąć pewnego busa Intercape z Katima Mulilo , niż pchać się w niepewne przez granicę w Buitepos , do której nie ma ani jak się dostać z Ghanzi , ani jak wydostać do Gobabis, a spóźnić na samolot się nie można.
NOCLEGI
W sumie były 72 noclegi. Znacznie więcej z nich niż planowaliśmy spędziliśmy w obiektach murowanych , znacznie mniej niż planowaliśmy w namiocie. Hotele , czy pensjonaty w południowej Afryce są bardzo fajne i stosunkowo tanie i można trafić na prawdziwe perełki , typu apartament 80 m2 za 150 zł, ale można też na nory. W Namibii to nawet często taniej jest w hotelu niż w namiocie.
Generalnie: 21 nocy w namiocie , 41 w obiektach murowanych typu: luxusowa lodga , hotel sieciowy , hotelik lokalny , mieszkanie w budynku wielorodzinnym , bed&breakfast , backpacker , 5 w podróży i 5 na dziko: na lotnisku lub w samochodzie. Nie spaliśmy u nikogo w domu, nie spaliśmy też w dormach. Noclegi rezerwowaliśmy najczęściej z rana tego samego dnia poprzez booking , kilka noclegów wzięliśmy z ulicy. Najdłużej w jednym miejscu spaliśmy 4 noce , kilka razy spaliśmy po 3 lub 2 noce , generalnie 1 noc i dalej w drogę. Raczej wszędzie było Wi-Fi.
Namiot spisał się bardzo dobrze i spało się w nim wygodnie. W hotelach generalnie też. Były może ze 2 noce , gdzie się nie wyspałem. Ogółem na noclegi zeszło ok. 10 tys. zł.
JEDZENIE
Jedliśmy głównie na mieście , co się trafiło łącznie z sadzą, której jeść się nie da. Podstawa tamtejszej kuchni to kurczak , ryż i frytki. Pyszne są steki i bekony. Cienko z owocami. Trochę grillowaliśmy w Namibii , trochę gotowaliśmy w apartamentach , trochę na własnej kuchence. Na miejscu kupiliśmy garnek i patelnię. Wodę piliśmy butelkowaną lub z kranu po przegotowaniu. Ani razu się nie zatruliśmy. Nie było większych problemów z kupnem piwa , czy wina , choć trzeba pamiętać , że alkohol jest sprzedawany w określonych godzinach i dniach oraz miejscach. Chibuku pić się nie da. Pyszne winko to 4 cousins. Generalnie na jedzenie wydaliśmy tyle ile i w Polsce byśmy wydali.
ZDROWIE i BEZPIECZEŃSTWO
Na nic nie chorowaliśmy , na nic przed wyjazdem się nie szczepiliśmy , nie braliśmy żadnych leków , parę razy wieczorami się psikaliśmy muggą , nie spaliśmy pod moskitierą poza jedną nocą w Kasane , nie używaliśmy żadnych ochronnych ciuchów. Było ciepło , sucho i wysoko , więc komary praktycznie nie występowały , poza Wetlandem , no ale tam malarii od lat już nie ma. Nie spotkaliśmy żadnego groźnego węża, czy skorpiona. W jeziorach, czy rzekach się nie kąpaliśmy.
Temperatury były znośne , w Lesotho i Zimbabwe nocami spadało poniżej 0 , w RPA za dnia raz przekroczyło +35. Ani razu nie padał deszcz, ze 3 dni było zachmurzenie lub mgły. Generalnie piękne słońce i super temperatura.
Nocą raczej się po ulicach nie szwendaliśmy , poza Opowo i Durbanem nie czuliśmy żadnego niebezpieczeństwa. Ludzi spotykaliśmy przyjaznych. Turystów za wielu tam nie ma. Ruch na ulicach spokojny. Raz w Lesotho policja wymusiła łapówkę. Kasę trzymałem w portfelu w kieszeni i nie miałem z tym żadnego problemu. W Ameryce Środkowej i w dużych miastach Europy Zachodniej jest na pewno znacznie niebezpieczniej.
KASA
Praktycznie całą gotówkę , którą wzięliśmy wydaliśmy. Randy udało mi się kupić w Warszawie. W Namibii , RPA , Suazi i Lesotho jest unia walutowa i można płacić randami po kursie 1:1 , w Zimbabwe można płacić USD po kursie 1:1 , Mozambik , Zambia i Botswana mają własne waluty, które można podebrać z bankomatu , wymienić w kantorze lub u cinkciarza. Bankomaty są ogólnie dostępne , z tym że w Zimbabwe są puste. W tym kraju płaci się za pośrednictwem telefonu - my z tego nie korzystaliśmy. Sporo płatności można załatwiać kartą , bo są czytniki. Często też korzystaliśmy z karty kredytowej przy rezerwacji samochodów , czy biletów autobusowych. Bardzo dobrze sprawuje się Revolut – wreszcie koniec przycinki banków na spreadzie. Ceny jedzenia , noclegów i transportu są zbliżone do polskich , za wyjątkiem Zimbabwe , gdzie jest znacznie drożej przy gorszej jakości.
WIZY
Tego bardzo nie lubię , ale znosić dzielnie muszę. Do RPA , Botswany i Suazi wiz nie ma.
Do Namibii wiza tylko w konsulacie w Berlinie za 3 x 130 euro dwukrotnego wjazdu.
Do Lesotho e-wiza załatwia się przez net i dostaje w ciągu max 3 dni za 3 x 150 usd
Zimbabwe, Zambia i Mozambik wizy załatwia się bez problemu na granicy od ręki za odpowiednio 30 usd , 50 euro i 45 euro. W przypadku Zambii dzieci za free. Razem wyszło 4600 zł , czyli bardzo dużo. Najbardziej denerwujące jest to , że Polacy jako jedni z nielicznych Europejczyków potrzebują wiz do Namibii, Zambii czy Lesotho. Do Lesotho mimo e-wizy można nadal próbować na dzika , bo oni myślą że wizy nie musimy mieć i nie sprawdzają na komputerze czy mamy wizę.
CO ROBILIŚMY
Generalnie to co zaplanowaliśmy udało się zrealizować.
Byliśmy w 8 państwach z południowej Afryki, których nie znaliśmy wcześniej: RPA – 23 dni , Namibia – 19 dni , Zimbabwe – 11 dni , Botswana – 7 dni , Lesotho – 4 dni , Suazi – 3 dni , Zambia – 2 dni i Mozambik – 1 dzień. Dodatkowo 3 dni w podróży zeszły nam w Polsce i Niemczech. Najbardziej podobało nam się w RPA i Lesotho , najmniej w Mozambiku. Fajna jest Namibia , Zimbabwe było fajne 30 lat temu , Botswana jest bardzo monotonna , w Suazi i Zambii raczej niewiele jest lub za krótko byliśmy by ocenić.
W tej chwili byliśmy z Anią w 93 państwach i quasipaństwach , a Pola w 86. Tę pasję będziemy kontynuować.
Byliśmy w kilku Parkach Narodowych ze zwierzętami, w tym w 3 największych: Etosha , Kruger i Chobe. Poza tym w Pilanenbergu , Bontebok , Matopo , Wetland. Widzieliśmy bardzo wiele ssaków , gadów i ptaków. Z wielkiej piątki: słonie i bawoły na setki , lwy i nosorożce czarne na dziesiątki , a lamparta niestety ani jednego , choć możliwe że lampart widział nas.
Byliśmy też w miejscach w których główną atrakcją nie są zwierzęta tylko krajobrazy np. Fish RiverCanion , Susvallei , Spitzkoppe , Waterberg , Okavango , Przylądki Dobrej Nadziei i Igielny, Golden Gate , BlydeRiver , Drakensberg , Victoria Falls czy Table Mountains
Sporo chodziliśmy po górach. Udało się nam wspólnie wejść na najwyższe szczyty Lesotho , Suazi , Botswany i Zimbabwe. Dodatkowo sam wszedłem na najwyższy szczyt Mozambiku. Na najwyższy szczyt Namibii nie weszliśmy , bo było za długo i za drogo. Na najwyższy szczyt RPA nie weszliśmy, bo było za daleko. Obecnie mam zdobytych 39 szczytów z KGŚ, Ania 30 , a Pola 27. Tę pasję będziemy kontynuować.
Byliśmy we wszystkich stolicach tych państw oprócz Zambii. Bardzo nam się podobał Kapsztad – to jedno z trzech najpiękniejszych dużych miast Afryki oprócz Casablanki i Kairu w jakim byliśmy. Ciekawe są też Durban , Joburg , Harare i Windhuk. Reszta jest kiepska , typowo afrykańska. Z małych miasteczek podobały nam się Luderitz , Swakopmund , Stellendam, Pillgrims Rest i przede wszystkim Clarens.
Wiemy kto to Himba , Herero , Shona czy Zulus. Trochę pooglądaliśmy rytów i malowideł skalnych oraz ruinek i stanowisk archeologicznych hominidów czy też kopalnię diamentów.
Udało nam się zobaczyć Okavango zarówno z powietrza jak i z wody i bardzo nam się to podobało.
Odnośnie obiektów z listy Unesco to widzieliśmy ich 11 na około 22 dostępne w tych krajach , tj: Okavango , Drakensberg , Twyfelfontain , Namib , St. Lucia , Starkfontein , Cape Floral , Victoria Falls , Great Zimbabwe , Khami Ruins , Matopo Hills. Wszystkie uważamy za słusznie wpisane. Nr 1 ciężko wybrać …. , ale widoki wydm Namibu i delty Okawango pozostaną w pamięci na długo. W tej chwili obiektów z listy Unesco widziałem ok. 230. Tę pasję będę kontynuował.
Niestety nie udało mi się obejrzeć finałowego meczu z udziałem Polski… mimo że pół czerwca odmawiałem Apel Smoleński w tej intencji.
Nie wykąpaliśmy się też w żadnym oceanie , bo woda jednak była za zimna. Nie jeździliśmy też na nartach w Lesotho , bo uznaliśmy że za drogo.
Generalnie wyjazd kolejny raz nam służył , Pola zachowała swoją wagę , Ania przytyła 1 kilo , a ja prawie 2 . Nie mieliśmy większych zamotów , gwałtownych zwrotów akcji , wymian zdań , problemów zdrowotnych , nikt nas nie pobił , nie okradł i nie oszukał. 2 razy mój 9-letni laptop AcerAsphire One odmówił mi posłuszeństwa , za pierwszym razem udało się go naprawić , za drugim już nie i ostatni tydzień pisałem bloga na telefonie wrzucając tylko foty z telefonu , teraz to nadrabiam. Dane z laptopa w PL odzyskałem wyjmując dysk , laptopa już reanimować się nie udało. A szkoda , bo fajny był….
Tempo wyjazdu było ostre , ale my takie lubimy i radę dajemy , w końcu jesteśmy GENEKTEAM!!!
W tym roku jeszcze ze 2 razy wyjedziemy , ale bliżej i na krócej.
Na przyszłe wakacje planujemy podobne szaleństwo , z tym że na innym kontynencie.
Jeszcze raz dzięki wszystkim na śledzenie naszej podróży , życzliwe komentarze i cenne porady. Jak ktoś ma jakieś pytania , to chętnie odpowiem.