Całą noc spałem źle bo śnił mi się ten lampart a to że mi odgryzł rękę a to że przenieśli nas z namiotem do hotelu. Ciągle wokół coś wydawało jakieś nieludzkie odgłosy.
O 6 byliśmy na safari. Grupa 10 osób w samochodzie, a samochodów ze 40. Wszyscy jadą w te same miejsca tymi samymi trasami w tym samym czasie. Nic dziwnego że park zakorkowali, a zwierzaki się pochowały. Te 3h to jakiś kompletny niewypał. Widzieliśmy co prawda lwy, słonie, bawoły i antylopy, ale jakoś nastroju brakowało.
Zwinęliśmy się z pola po 12. Wzieliśmy z ulicy taxi i za 300 pul dotarliśmy do granicy w Ngomo jakieś 60 km dalej. Granicę na rzece Chobe przeszliśmy z buta i dotarlismy do Namibii. Poza aktem urodzenia Poli nikt od nas nic nie chciał.
Tu miły policjant nagonił nam w pół godziny stopa do Katima Mulilo. Pół godziny bo to był drugi samochód jaki jechał. Wracali nim Belgowie z wycieczki do Vic. Falls. Na stacji zjedliśmy obiad. Po 2h przyjechał nasz Intercape niestety nie sleepliner tylko zwykła Scania i dowiózł nas do Windhoek po 16h jazdy te 1200 km za 510 rand za os. Po 69 dniach w Afryce kółko się zamknęło. Samolot do Frankfurtu jest w niedzielę o 8:30. Mamy nadzieję ze bedzie. Dziś odpoczywamy.