Skoro nie chcą nas zabrać na wycieczkę to spróbujemy sami. Lokalizuję miejsce podejrzane o bycie boatstation o nazwie Boro2 leżące jakieś 17 km od nas. Bierzemy taxi za 100 pul. Taksowkarz jest młody nie wie jak jechać po kilkunastu minutach jazdy podnosimy cenę do 150. Ale i tak nie dojeżdżamy bo jakieś 6 km od celu zagrzebujemy się w piachu po most. Nie idzie się wygrzebać, kierowca daje za dużo gazu i koniec. Na szczęście jedzie ktoś 4x4 w środku jest ze 6 osób a to ok. Popchneliśmy i auto z piachu wygrzebaliśmy niestety dalej jechać nie możemy, bo auto jest pełne. Ma jednak po nas wrócić. Czekamy w środku buszu na jakiegoś samochoda. Na szczęście po jakichś 20 min jedzie safari z pojedynczym białym kierowca. Bierze nas do środka i wraca do wsi. Super. To jest ten port. Dogadujemy się za 2h rejs dwoma mokoro za 590 pul. Płyniemy. Mokoro nie są z drewna tylko z żywicy polieksydowej ale i tak frajda jest. Przewodnik stoi z tyłu i odpycha się patykiem od dna. My siedzimy na plastikowych fotelikach. Są fajne widoki hipopotamy , słoń ,liczne ptaki w powietrzu i antylopy na brzegu. Do tego trzciny i klimat. Troche meszek ale nie za dużo. Po powrocie zwiedzamy jeszcze klimatyczną wioskę znaną m.in. z wyplatania koszyków i z tym samym zawodnikiem co wykopał nasze taxi za 200 pul wracamy do naszego backpackersa. Łącznie wydaliśmy niecały 1000 pul czyli 2x mniej niż zorganizowana wycieczka i nikt się nie pytał o wiek Poli.
Na campie znów imprezujemy do późna.