26.07 Maseru – SaniPass
Drogi w Lesotho są kręte i wiodą przez góry , ok. 800 km z nich to asfaltówki , niektóre w nawet bardzo dobrym stanie , prędkość średnia to max 50 km/h , bo albo wsie albo góry albo bumpy albo kontrole policji. Jedziemy w stronę Sani Pass. Po drodze mamy z kilkanaście wsi oraz z 10 posterunków policji , na trzech nas zatrzymują , na jednym musimy dać w łapę 120 loti czyli 120 rand za to że nie zatrzymalismy się na znaku stop oznaczającym początek strefy kontroli pojazdów , jechaliśmy w grupie pojazdów 5 km/h zatrzymali tylko nas i wymusili łapówkę , wiadome zawsze i wszędzie policja j...a będzie. U nas teraz też sporo policyjnych bandytów na ulicach , z tym że mniej atakują kierowców , a bardziej porządnych ludzi co walczą z kaczymi hordami , a to dusząc nas, a to gazujac nas. Ale Polska zwycięży, a kacze hordy i omamione kasą zomowsko-pisowskie pachołki przegrają!! Gdzieś za Botha – Bothe kończą się wsie i zaczynają prawdziwe góry. Najpierw Maloti , potem Smocze. Maloti ostrzejsze , bardziej wysmukłe z graniami. Smocze bardziej rozległe i rozłożyste , potężniejsze. Pierwsza przełęcz ma 2840. Serpentyny ostre , Polo gaśnie nam co chwila , bo nachylenie myślę że 1:4 Za przełęczą przez jakies dobre 60 km jedzie się na średniej wysokosci ok. 3000 m npm osiagając 3275 na przełęczy Tlaeen oraz ponad 3200 na dwóch innych przełęczach. Widoki powalające. Tuż za Oxbow jest ośrodek narciarski skłądający się z jednego stoku o różnicy wysokości 200 m. Górma stacja jest tuż przy drodze na ponad 3200. To jedyny osrodek narciarski w południowej Afryce sztucznie nasnieżany obsługiwany przez 1 orczyk. Śniegu jest tak z pół metra , warunki do jazdy dobre , ale nudy , bo ile można jeździć z tą i z powrotem na tak prostym stoku? W dolnej stacji jest jeszcze ośla łączka , zjazd na dętce , zjazd na saneczkach , knajpy i noclegi. Dla gości bez noclegu wjazd na teren ośrodka kosztuje po 50 rand. Ośrodek oczywiście prowadzony przez ludzi z RPA. Pijemy piwko , robimy parę fot i jedziemy dalej.
Do Sani Pass na granicy z RPA dojeżdżamy już po ciemku. Ostatnie 40 km zostało parę lat temu zmodernizowane i pokryte nowym asfaltem. Tu też się wjeżdża na przełęcz ponad 3200.
W Sani pass jest pole namiotowe , backpackers i lodga – wszystko ogarniane przez RPA. Wybieramy backpackers po 295 rand za os w prywatnym pokoju bez łazienki. Śpimy tu 2 noce. Przed snem aranżujemy wycieczkę na jutro na najwyższy szczyt kraju Thabana Ntlenyana 3482. Idzie się tam 16 km w jedną stronę / w linii prostej jest 12,7 / i pokonuje ok. 1100 m przewyższenia. Start jest na 2874 , a po drodze robi się jeden trawers oraz przechodzi przez grzbiet , więc do przejścia w górę jest więcej niżby to wynikało z różnicy wysokości między startem a metą. Trasa jest rozpisana na 9 – 11 godzin. Można iść samemu i spokojnie się dojdzie , bo jest wyraźna ścieżka i wiadome jak iść jak ma się namiar GPS na szczyt. My jednak wybiramy wersję z przewodnikiem i koniem , bo Pola nie da rady tyle przejść w jeden dzień ,a nie chcemy spać gdzieś po drodze w namiocie. Przewodnik kosztuje 500 rand , koń w zależności od ilości czasu od 600 do 900 rand. Piwko 40 rand , danie tak 80 rand.
27.07.2018 Sani Pass – Thabana Ntlenyana – Sani Pass
Wstajemy o 6 , o 7 jesteśmy pod recepcją , jest już przewodnik , koń pojawia się o 7:40 , do tego pójdzie z nami też lokalny pies , bo ma ochotę. Warunki są bardzo dobre , świeci słońce , dobra widoczność , słaby wiatr , brak wody w strumykach, jest tak ok. +7. W styczniu i lutym jest znacznie gorzej , bo co prawda dzień jest o jakieś 3 godziny dłuższy i jest cieplej , to jednak bywa że pada , są często mgły , a w rzekach , które trzeba przekroczyć sporo wody , taka nawet po pas.
Pierwsze 5 km to podejście do trawesu po płaskim – ten odcinek pokonuje się szybko , następne 8 km to trawers góry i zejście do doliny pierwszej rzeczki oraz podejście na grzbiet. Z grzbietu widać już właściwy szczyt jako trapez za kolejną górą. By tam dotrzeć trzeba zejść do doliny kolejnego strumyka i podejść na tą górę. Z niej na szczyt idzie się zboczem.
Tak idąc sobie spokojnie , krok z akrokiem , Pola albo jechała na koniu , albo prowadziła konia – ciężarną Sarę dotarliśmy po 5,5h na najwyższy szczyt południowej Afryki. Hurra!!! Na szczycie bardzo mocno wiało , ale dało się wytrzymać. Mieliśmy na sobie tak 4 warstwy na górze i 2 na dole. Pół godziny odpoczynku i w dół tą samą trasą 5h. Po 11 h już po zmroku dotarliśmy na miejsce. Zjedlismy porządny obiad , wypilismy za powodzenie akcji i poszliśmy spać. Udało nam się zrealizować to o czym nawet nie marzyłem.