W nocy padało tak do 2 , potem się rozpogodziło i było widać księżyc i gwiazdy. A skoro było widać księżyc , wieć wiadome że było zimno , ale nie na tyle by Pola się nie wykopała i nie poszła spać do nóg. Jasno zaczęło się robić przed 8. Ok. 8:30 przyszła kontrol sprawdzić czy mamy zapłacone za nocleg. Mamy mamy tylko kartki zapomnieliśmy powiesić na lince. O pojawił się drugi namiot, ktoś się musiał rozbić dobrze po północy. Jest zimno i wilgotno, ale nie pada. Zapowiada się pogodny dzień , a to super znaczy się pogoda się sprawdziła. Od tygodnia nic innego nie robiłem jak codziennie sprawdzałem yr.no i accuweather.com i na obydwu na czwartek przewidywano brak wiatru i słońce , przy deszczach i wiatrach w środę i piątek. Na szczycie ma być minus 2. Szczyt widać z dołu , śniegu na nim nie widać , a to OK. Znaczy się idziemy. Zjadamy wielkie śniadanie. Pakujemy do plecaka wszystkie ciepłe ciuchy jakie mamy, w tym rękawiczki , buffy , czapki , legginsy , wielki termos herbaty , sporo żarcia i o 10:15 startujemy.
Droga na szczyt jest jedna , wiedzie z Visitor Centre jakieś 500 m od nas w przeciwną stronę niż szczyt. Jest też skrót na który prowadzi ścieżka przez mostek na wysokości schroniska SYHA jakieś 500 m od nas we właściwą stronę. Obie ścieżki łączą się za sobą po ok. 30 min podchodzenia naszym skrótem. Szczyt ma 1344 m npm , camping jest na 26 m npm , co znaczy że przewyższenie przekracza 1300 m. To bardzo dużo. Dość powiedzieć że na Rysy z Morskiego Oka jest 1100 m. Pola jest bardzo wytrzymała kondycyjnie i wchodząc i schodząc na chorwacką Dinarę w 11h udowodniła , że Ben Nevis jest w jej zasięgu. Zakładamy że dziś w górach będziemy ok. 8h , bo droga po płaskim jest tu znacznie krótsza , ok. 6,5 km w jedną stronę, co znaczy że podchodzi się bardzo ostro. Powrót po godz. 18 zakłada że ostatnie minuty schodzić będziemy przy latarkach , bo ściemnia się po 17:30. Latarki oczywiście mamy , mamy też mapę , gps , walkie-talkie i wiemy jak się idzie na szczyt z relacji osób które przed nami tam były w tym naszej koleżanki , która tam weszła 1 miesiąc temu. Szlak jest dziś dość zatłoczony - myślę , ze oprócz nas idzie ok. 100 osób, które pewnie też wybrały ten dzień z uwagi na dobrą pogodę. A pogoda jest naprawdę dobra. Świeci pełne słońce i zdejmujemy z siebie warstwę za warstwą. W pewnym momencie Pola idzie tylko w legginsach i bluzie na podkoszulku. Ale są tu też tacy co idą w T-shircie i krótkich spodenkach. Szlak jest bardzo dobrze wyznaczony i zgubić się na nim jest niemożliwe. Oprócz tego rozstoju z naszym skrótem są jeszcze 3 inne rozstaje; pierwszy i trzeci to kolejny skrót prowadzący ostro w górę wzdłuż wodospadu , a drugi to rozwidlenie prowadzące na szczyt z drugiej strony. Idzie się po dobrze ubitych kamieniach , nie raz ułożonych jako schody. Nie ma żadnych sztucznych ubezpieczeń , nie ma ekspozycji , ani miejsc w których coś groźnego może się komuś stać. Idzie się po prostu pod górę swoim tempem. Wody jest pod dostatkiem , bo strumyk jest koło strumyka. Ale my oczywiście znowu nic nie pijemy. Na całą drogę zejdzie nam 750 ml herbaty z termosa i 200 ml wody niegazowanej... z czego myślę że 3/4 wypija Pola. Ja uzupełnię płyny w knajpie po zejściu , a Ania generalnie spija wilgoć z powietrza. Idąc praktycznie się nie zatrzymujemy , widoki im wyżej tym szersze i piękniejsze. Sytuacja zmienia się diametralnie na ok. 1100 bowiem wchodzimy w chmury , widoczność gwałtownie spada , wraz z nią temperatura , rośnie za to wilgotność i prędkość wiatru. Jesteśmy jednak zmotywowani na wejście , zakładamy warstwa ciuchów za warstwą i przemy dalej. Na szczyty nie wchodzi się siłą mięśni tylko siłą woli i tę wolę dziś mamy. Siła wyjazdów rodzinnych to siła kobiety i Ania dziś siłę ma. W końcu miesiąc temu weszła na szczyt jej koleżanka , więc i Ania wejdzie , a jak wejdzie Ania to wejdzie i Pola. I Pola wchodzi!!! Ok. 14:30 jesteśmy w miejscu w którym wyżej iść się nie da. Szczyt jest bardzo płaski i rozległy. Nie ma tabliczki oznaczającej wierzchołek , są kopczyki , jest obelisk, jest zadaszony schron z pryczą , w którym ze 4 osoby się zmieszczą na nocleg , są ruinki jakiejś budowli prawdopodobnie obserwatorium astronomicznego. Próbujemy parę minut nacieszyć się szczytem , ale nie daje się bo wieje niemiłosiernie i zamiast planowanych -2 myślę , że odczuwalna jest z -10. A poniżej 0 jest na pewno , bo kamienie są bardzo śliskie z powodu pokrycia warstwą lodu. Postanawiamy zejść poniżej chmur i tam odpocząć , zjeść kanapki , wypić herbatę i pozbierać siły na zejście. Tak też robimy. Poniżej 1100 znów jest OK, choć słońce już świeci spoza chmur. Pola ma wielką ochotę iść sama w dół. Zgadzamy się na to i ustalamy z nią , że ma czekać na nas przy wodospadzie. Tracimy z nią kontakt wzrokowy i łączność mamy tylko za pomocą walkie-talkie. Gdy ją zauważamy jest dobre 100 metrów niżej niż my. gdy melduje się przy wodospadzie zaczynamy odmierzać czas , kiedy i my tam będziemy. Mija ponad 8 minut. Pola w tym czasie nie nudzi się tylko podziwia barany i owce , które pasą się obok. Zachowanie nasze można ocenić jako naganne , ale kiedyś musi być ten pierwszy raz w górach. Pola chodzi sama do szkoły odkąd tylko prawo na to pozwala , czyli od ukończenia 7 roku życia i jest obyta z tym tematem. Nie boi się ludzi i innych rzekomych niebezpieczeństw. Od wodospadu już razem idziemy skrótem. Dalsza droga w dół bez większych zdarzeń. Ostatnie 20 min przy latarkach. W knajpie meldujemy się o 18:15 dokładnie po 8h od startu.
Zamawiamy wielkie obiadokolacje , degustujemy lokalne trunki , następnie bierzemy gorący prysznic i przed 21:30 padamy. Tak czy siak Pola zdobyła dziś swój 15 szczyt do KGE , Ania 19 , a ja 22 !!! Bhawo my!!!!