Tak to już z nami jest. Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę , jak zwykle nie wiadomo gdzie , jak zwykle bez żadnej rezerwacji , czy pomysłu na kolejne dni. Wiemy tyle: Jedziemy elfem , jedziemy na południe , szukamy śniegu , w bagażniku mamy narty jakby śnieg był i buty do chodzenia po górach jakby śniegu nie było. Wrócić musimy najpóźniej 3 stycznia, bo Pola musi iść do szkoły , a no i Ania też musi iść do szkoły - Ania po kilku latach wznowiła pracę w kompletnie nowym zawodzie :)). Tylko Genek nie musi wracać , ma robotę za sobą...
Zajeżdżamy do Kielc , bo tu muszę zdać część starej swojej roboty. Przy okazji zwiedzamy muzeum zabawek i krzątamy się po rynku. Kielce to nie jest to miasto wojewódzkie , które nam najbardziej się podoba. Jedziemy stąd czem prędzej. Jest juz ciemno jak dobijamy do Wisły. Chcemy spać w schronisku Stecówka lub w Pietraszonce. Niestety obydwa są nieczynne. Zjeżdżamy więc z Kubalonki koło Willi Prezydenckiej służącej obecnie za lokum najwybitniejszego narciarza wśród prawników i najwybitniejszego prawnika wśród narciarzy. Co jak co , ale jazda slalomem przez paragrafy to jednak mistrzostwo świata... Zajeżdżamy do Fojtuli. Z bookingu wychodzi , że albo wszystko porezerwowane , albo pozostawały same drożyzny. Przypadkowo znajduje na słupie telefon do jakiejś kwatery - dzwonię. Odbiera miła Pani Agata - spoko nocleg jest i to całkiem blisko jakieś 100 metrów od nas. Cena 90 zł/noc. Pokój bierzemy na 2 noce. Kwaterka bardzo solidna.