06.11.2015 Warszawa – Włocławek – Płowce – Inowrocław
Mieliśmy wyjechać w piątek, ale jakoś ciężko było się zebrać , więc wyjazd przełożyliśmy na sobotę rano. Wyjechaliśmy z domu o 11. Teraz mamy autostradę prawie pod domem , tym sposobem we Włocławku byliśmy po jakichś 150 minutach. Elf jechał bystro i nawet te straszliwe mgły i mżawki nie były mu straszne, a i autostrada za darmo póki co…
We Włocławku specjalnie nic nie ma – miasto robi wrażenie wymarłego i opuszczonego przez Boga i ludzi. Zaczynamy od tamy, patrzymy na zalew po prawej stronie i miejsce śmierci Popiełuszki po lewej. Tu i tu trwają roboty. Podobno ma tu powstać coś na kształt Sanktuarium Błogosławionego Księdza Jerzego. Sprawca tego zamieszania - generał czesław już tego nie doczeka , bo właśnie zszedłbył z tego łez padołu…
Parkujemy elfa koło jednego z trzech rynków i zaczynamy snucie się po tym prawie 120 tysięcznym mieście. Poza trzema sporymi kościołami , w tym Bazyliką Katedralną WNMP naprawdę nic tu nie ma. Bulwary Nadwiślane im. Piłsudskiego przereklamowane. Fajne jest jedynie Centrum Kultury Browar B powstałe w miejscu dawnego browaru. Ta inwestycja naprawdę robi dobre wrażenie – a jedzenie w tutejszej restauracji jest wykwintne.
Po drodze do Inowrocławia zatrzymujemy się jeszcze w Płowcach – miejscu bitwy Łokietka z Dietrichem von Altenburgiem stoczonej tu w 1331r. i wygranej przez wojska tego pierwszego. Obecnie miejsce bitwy upamiętnia okazały pomnik z 1961r.
W pobliskim powiatowym mieście Radziejów – nie ma nic. Pustki kompletne mimo, że jest sobotni wieczór na ulicach nie ma nikogo , a i wszystko jest już pozamykane.
Co innego Inowrocław – to 75- tysięczne miasto kwitnie. Głównie dzięki garnizonowi wojskowemu oraz sanatorium i jego pensjonariuszom, wśród których jest Ani mama, której złożyliśmy niespodziewaną wizytę.
Babcia zajmuje się wnuczką, a Genek i Ania przemierzają piękny Park Solankowy z jedną z trzech działających w Polsce tężni solankowych / pozostałe są w Ciechocinku i Grudziądzu /. Ta w Inowrocławiu jest stosunkowo nowa – otwarto ją w 2001r. O wiele starsze jest samo sanatorium liczące dokładnie 140 lat. Obecnie jest to kilka konkurujących ze sobą ośrodków ulokowanych w zachodniej części miasta – niedaleko od dworca kolejowego. Całość sprawia dobre wrażenie.
Odbieramy Polę od babci , znajdujemy nocleg w hostelu Lew tuz przy rynku i idziemy spać.
Nocleg 50 zł/os – standard jak na tę cenę OK.