28.07 – 29.07 San Juan del Sur – Granada
Oj jednak nocleg bez klimatyzacji nam nie służy , te burritos też jakieś takie podstępne. Wsiadamy w busa do Rivas , tu szybka przesiadka i już Granada. Mijają 3 godziny i spada 20 i 31 cordob/os. W Granadzie dworzec jest w sercu bazaru , więc jadownia. Jakieś 400 metrów i jest central park przy katedrze świeżoodnowionej. Tu zostawiam panie i szukam hotelu. Priorytet jeden – musi być klima. Możliwości są takie: dorm za 5 usd/os , priwat w hostelu – 20 usd , wypasiony hotel 70 usd. Trafia mi się jednak jakiś taki wypas La Pergola za 50 – biorę od razu na dwie noce. Ma klimę , TV , basen , Wi-fi, łazienkę z ciepła wodą, śniadanie i dwa łóżka: duże i małe. A to luz.
Granada – bardzo przyjemne miasto. Pełno turystów, klimatyczne knajpy , happyhours trwające przez pół dnia, trzy wypasione kościoły – najstarszy ma ze 400 lat , ładny widoczek na jezioro / jedno z większych jezior świata, a na pewno takie co ma największą wyspę na jeziorze – nawet bajkalski Olchon się chowa / , wulkan jak z symbolu kraju i dorożki kursujące po hiszpańskich uliczkach. Oj tu jest super!!! Wypijamy 4 x po drinku w trzech różnych knajpach, a to margerita, a to cuba libre , a to mojiito , a to jakiś lokalny i ledwoa trafiamy do hotelu. Drink w knajpie na głównej ulicy kosztuje 60 cordob za 2 , czyli wychodzi po 4,50 zł za coś co u nas kosztuje 18 zł. I tak trzymać.
O 21 padamy i śpimy jak zabici przez 10 godzin. Widać nocleg bez klimy nie daje odpoczynku, ale tak już w życiu jest: góra jest dlatego piękna bo idzie się do niej z doliny , a dolina jest dlatego piękna, bo idzie się do niej z góry: jedna z podstawowych zasad Genka brzmi: Chcesz by nocleg za 100 zł Ci się podobał? Nigdy nie śpij za 100 zł. Śpij raz za darmo , raz za 50 zł , raz za 250 zł. Wyjdzie Ci za sama średnia , ale wartość dodana przekroczy spoko te 100 zł , co byś miał na co dzień )) Siła jest w różnorodności, każdy robi to co chce i to co lubi, szanując to co robi inny.
Następny dzień to wycieczka do wulkanu Masaya ze 650 m npm. Można wziąć shuttla za 15usd/os na 5h wycieczkę, można podjechać autobusem do Managua i wysiąść ze 6 km od miasta Masaya przy wjeździe do parku narodowego podejść z buta po asfalcie z godzinkę i z godzinkę wrócić za 3 usd/os , można zrobić jak Genek: Busem do miasta Masaya za 10 cordob/os , tu wziąć taxi na 3h co wwiezie na górę i poczeka 1,5h i wróci na dworzec za 300 cordob i wrócić do Granada za 10 cordob/os. Całość zajmie też te 5 – 6 h , tylko masz wolny czas, robisz co chcesz i płacisz 5 usd/os. Wjazd na parku – 100 cordob/os. Można pić whisky z lodem , można bez lodu , ważne by pić. I to tu chodzi.
Sama Masaya, poza 100 – tysiami, jednym kościołem , trolerskim dworcem pełnym śmieci i super bazarkiem z lokalnymi produktami artystycznymi nic nie ma do prezentacji. Masaya to wulkan z kilkoma kraterami, z których jeden wciąż aktywny wydobywa z siebie kłęby siary i ognia piekielnego. To właśnie tu: do Masai na rozkaz Somozy zrzucano z helikopterów jego wrogów politycznych. Kto zrzut przeżył był wolny. Miał jednak gość gest. Ludzki pan.
Wracamy do Granady.
Trafiają się tu bajaje: Ania robi mu z nienacka fotę. Kierowca się zatrzymuje, wyprasza pasażera ze środka , ładuje nas, robi nam dwie foty w bajaju / w wahahu / i z radością jedzie dalej. O to lubię
Zaliczamy jeszcze dworzec kolejowy. Vlak by tu nie pojeździł…. Pociąg ostatni stąd odjechał jakieś 15 lat temu. Tu tylko Salwador ma działające pociągi. W innych krajach pociągi padły: a to tabor stary, a to tory się pogięły , a to po prostu się nie opłaca..
Abarot na ulice knajp i happyhoursów. Ta Pani - kelnerka, która nam się wczoraj podobała okazuje się być na pół Rosjanką. Ojciec- breżniewowski soldat w ramach walki w dyktaturą Somozy i wprowadzaniem ładu SandinowskoOrtegowskiego na przełomie lat 70/80 pozostawił tu trwały ślad po sobie.. Internacjonalizm w czystej postaci. Nikaragua ma jednak historię bardzo zakręconą, ale o tym będzie jeszcze czas napisać. Dziś basen i klima, jutro Managua i Leon.