22.07.2015
San Jose – MonteVerde
Na dworzec podjechaliśmy taksówką. Jedzie na licznik na starcie 630 colon , potem bije co 10 colonów. Wybiło 1700. Autobus jedzie 4h. Monte verde lezy na ok. 1400 m npm. Na miejscu są prawie same hostele – to turystyczna stolica kraju. Imprezownia studenciaków. Okolica znana jest przede wszystkim z atrakcji typu: canope, tarzan swing, skywalk , bridge up the trees itp. Nie chcą nas przyjąć do backpeckersów musimy iść do hotelu rodzinnego. Trafia się jakiś za 30 usd – przyzwoity z czterema łóżkami, łazienką i TV. Idziemy z buta 3 km na walka w stylu super trasa dla dzieci – superatrakcja wg przewodnika. Na miejscu okazuje się , że jest to zwykły spacer po deszczowym lesie , zajmujący 1,5h i kosztujący po 13 usd od osoby – kompletne nieporozumienie , choć widoki ładne. Oprócz wiecznie zielonego lasu spotykamy metrowego węża, parę wielkich ptaków i niezwykle kolorowe motyle. Odgosy lasu są tu niesamowite. Wracamy jednak niezadowoleni. Daliśmy się nabrać LonelyPlanet. Zjadamy jeszcze na ulicy pysznego kurczaka z ryżem i plackiem kukurydzianym i idziemy spać. Jest 20. Jutro mamy ambitny plan, ciekawe co z niego zrealizujemy.
23.07.2015 MonteVerde
Rano musieliśmy zmienić hotel, bo ten nasz był wolny tylko na jedną noc. Hotel polecany przez naszą gospodynię okazał się być jakąś norą , w której nie dało się oddychać, bo grzyb. Znaleźliśmy sami inny – lepszy El Sueno za 40 usd ze śniadaniem. Podjechalismy taxi za 2500 colon jakieś 3 km do hotelu Belmes, skąd się zaczyna podejście na Cerro Amigos 1824. Idzie się gliniastą bardzo stromą drogą jakieś 400 m w górę wobec 3 km po płaskim. Pola weszła w 70 minut. Niesamowita jest. Ze szczytu miał być widoczny najpiękniejszy wulkan Kostaryki Arenas , ale były takie mgły , że ledwo widzieliśmy anteny na szczycie. Poza antenami na szczycie był miły pan, co zrobił nam pyszny jakiś lokalny napój oraz powiedział, że to zwierzę co wczoraj widzieliśmy to koati , czyli po polsku ostronos. / Brawo Luzik brawo Jowa / Poza tym wybił nam z głowy iść na rympał do parku mgielnego , bo chociaż to tylko 2 km stąd , to ścieżki nie ma , a idzie się ok. 4 h , bo trza co chwila używać maczety. A to trudno. Wracamy na dół. Korzystamy z lokalnego busa i o 14 się meldujemy przed wejściem do rezerwatu. Wjazd 20 usd/os – Pola za free. W sumie jest tu z 10 tras , łącznie myślę że max 16 km, część z nich jest zamknięta , więc max wszystkiego jest 10 km. My w 2h przechodzimy z 8 km. Trasa niesamowita. Mgielny las. Bujna zieleń, wiszący most , parę punktów widokowych. Całość robi wrażenie , ale bilet za 20 usd to lekka przesada. Warte max 20 zł, no ale Kostaryka jest znana z tego, że kasę z turystów wysysa równo. Ta cena wody 7 zł za litr długo zostanie mi w pamięci. Czekolada 6 zł. Najtańsze wino 25 zł. Zjadamy znowu w naszej przydrożnej knajpie 2000 colon za kurczaka z ryżem i sałatką jest ceną OK. Oglądamy jeszcze knajpę wokół wielkiego drzewa i do hotelu paść. Dziś był bardzo udany dzień , choć trochę padało. Jutro będziemy próbowali dostać się do Liberii.
Odnośnie konkursu o wyspach przedzielonych granicami państwowymi to tu link do wiki:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Wyspy_przedzielone_granicami_pa%C5%84stwowymi. Jest tam wymienionych 15 wysp. Nie ma wymienionych przez nas Kuby, Diego Garcii i wyspy benińsko/nigeryjskiej, choć ta ostatnia powinna być tam zamieszczona na pewno. Jest parę innych niektórych o bardzo ciekawych historiach. Polecam lekturę jako kontynuacje zabawy.