EPILOG
Zapłaciłem 33 zeta za insygnia Zdobywcy KGP i zapisałem się w kolejce do weryfikacji swoich osiągnięć. Pod koniec listopada dostałem na maila info, że posiedzenie będzie 6 grudnia w Warszawie w sławnym Liceum im. Sempołowskiej na Żoliborzu. Stawiłem się na 10:30.
Sześć zespołów weryfikacyjnych , po 5 członków komisji w każdym zespole oraz po 8 kandydatów do weryfikacji dla każdego z zespołów rozpisanych co pół godziny. Łącznie z 80 osób z całej Polski. Jestem wywołany jako pierwszy. Komisja nr 3 zaprasza do siebie. Siadam i zaczyna się odpytka jak na ustnym na maturze. Członkowie komisji patrzą na kolejne strony książeczki zapełnione zdjęciami i pieczątkami i zadają pytania typu: który szczyt najbardziej mi się podobał i dlaczego , którędy wchodziłem , ile czasu mi zajęło wejście , gdzie spałem , co jest na szczycie Jagodnej , jak zdobyłem Chełmiec itp. W mojej komisji był gość , który zdobył KGP aż 9 razy , cieszył się , że mam foty ze szczytów z rowerem , uznał że moje zimowe przejście z Jaworek przez Homole , Wysoką , Obidzę , Radziejową na Przehybę w czasie poniżej 10 h było OK. Zdziwił się jednak trochę jak mu powiedziałem , że przez te 10 godzin nic nie jadłem i nic nie piłem… odpytka trwała z 15 minut. Komisjanty na końcu książeczki wpisały formułkę: „Zweryfikowano pozytywnie” i złożyli swoje podpisy. Parafowali również każdą ze stron książeczki. Zdałem!!
Potem było już z górki. Ci co wchodzili po mnie rozpytywali, co na giełdzie. Pokazywali swoje książeczki , opisy , foty , wymieniali poglądy , wspomnienia itp. Bardzo miło i przyjemnie mijał czas do 14:30 , kiedy skończyły się obrady komisji i nastąpiło podsumowanie. Najpierw chórem odśpiewana pieśń klubowa , potem przemowa przewodniczącego o tym jaka piękna jest Polska i jakie wspaniałe są nasze góry , pasowanie na Zdobywców za pomocą stuletniej ciupagi, odczytywanie roty , składanie przysięgi na wierność górom, legitymacja , znaczek , dyplom , zbiorowe zdjęcia , mikołajkowe prezenty na najmłodszych zdobywców itp atrakcje. Całość zakończona kolejną pieśnią klubową śpiewaną w kręgu przez zdobywców trzymających się za ręce.. Wszyscy zdali , choć niektórzy naprawdę musieli ostro udowadniać , że naprawdę byli na tym czy innym szczycie.
Natalka miała 10 lat , zdobyła Koronę z tatą w 2 lata. Wykuta była na blaszkę. Wszystko wiedziała , którędy się idzie , ile metrów ma jaki szczyt, jak się nazywają poszczególne schroniska i pasma górskie. W poniedziałek będzie prowadziła lekcję geografii dla prawie całej szkoły. Tata stał skromnie z boku i z dumą słuchał jak młoda górzystka opowiada gawiedzi o swoich dokonaniach…
Zdaniem większości największym wyzwaniem jest bez dwóch zdań Lackowa , szczególnie w deszcz!!
ale jak zagadywałem o słoniu na Sniezniku nawet komisjanty nie czaiły bazy.. Widać tylko zakochani widzą słonie !!!!
O 16 rozjazd do domu.
Krótkie podsumowanie:
28 szczytów , 2 lata , 12 wyjazdów / po 4: samotnie, z Anią i Polą i z kolegami / , na 22 szczytach byłem sam , na 3 z kolegami , na 3 z Anią i Polą. Do 14 dotarłem na rowerze , do 1 na nartach , do 3 samochodem , do 10 komunikacją publiczną. 4 szczyty zdobyłem zimą , 8 wiosną , 11 latem , 5 jesienią. 26 za dnia , 2 po zmierzchu. Generalnie dałem radę. I o to chodzi.
I jeszcze tekst starej znanej harcerskiej piosenki, którą się każdorazowo rozpoczyna posiedzenie Loży:
" Jak dobrze nam zdobywać góry
i młodą piersią chłonąć wiatr,
prężnymi stopy deptać chmury
i palce ranić o szczyt Tatr.
Mieć w uszach szum, strumieni śpiew,
a w żyłach roztętnioną krew.
Hejże hej, hejże ha!
Żyjmy wiec, póki czas,
bo kto wie, bo kto zna ,
kiedy znowu ujrzym was.""