03.05.2013 Javornik – Bielice – Gierałtów.
Pada , mży , pada , mży , jedziemy 2 km , leje , czekamy 1,5h pod wiatą , pada , jedziemy 2 km dalej , robimy zakupy , mży , teraz 5 km ostro asfaltem pod górę z 300 m npm na 800 m npm. Brakuje mi biegów , muszę prowadzić. Pada. Robi się coraz zimniej. Jest +5C. W końcu Anię dopada desperacja. Chce samochód by ją zawiózł gdziekolwiek, chodzi od domu do domu – weźcie mnie stąd – nie ma chętnych. Pola ma wszystko mokre z rękawiczek można udoić wiadro wody. Z persilem na głowie wygląda przekomicznie. Pchamy rowery dalej. Pada… O jest szczyt.. UFF.. Teraz już tylko w dół , w prawo przez przełęcz gierałtowską i jest Polska. Pada. Jest nocleg w Gierałtowie. Nie pada. Jedziemy 4 km dalej do Bielic – do Chaty Cyborga. Wiemy , że jest super. Full. Wkoło też full.
Dali jeść , ogrzali , ale trzeba wracać. Nie pada.. mży. Jest +6C. Nocleg ma być u Wanata. Wanat za Polę liczy jak za dorosłego – 50 zł. Co mam robić?? Muszę bulić… ze śniadaniem wychodzi 180 zł. Nie ma restourana , TV , ręcznika , mydła , ale jest ciepły grzejnik i ciepła woda. OK. Ania i Pola zostają. Ja 500 m w dół do Johnyego po pierogi bo głód.
Oj ciężki to był dzień… a na liczniku tylko 24 km..