Canberra – Cooma
Jeszcze przed pójściem spać w McTusku zarezerwowałem przejazd na autobus ContryLink / ta sama firma co obsługuje pociągi / do Coomy na 16:20 z przystanku obok dworca. Cena 13,50 AUD/os – jedzie się 1h40min , bo to 120 km. Z tej radości , że jest bilet pozwoliliśmy sobie na długą nocną gadułę przy tanim winie za 4 AUD. Stara zasada obowiązuje: wino im tańsze , tym lepsze. Ze schroniska wyszliśmy o 12 , bo się nie spieszyło i wstać było ciężko. Na śniadanie pizza i jajecznica. Plecak zostawiłem na dworcu – 5 AUD/4h. Z resztą bagaży na spacer wokół jeziora. Zrobiło się chłodniej , ale nie padało. Obejrzeliśmy z bliska wszystkie obiekty tam zlokalizowane łącznie z czymś na kształt warszawskiego Centrum Nauki im. Kopernika – wstęp 20 AUD , pewnie warte tej ceny , ale czasu było mało , więc poszliśmy dalej: widzieliśmy stary parlament , bibliotekę narodową , galerię , sąd najwyższy taki przeszklony beton , park z rzeźbami w tym kilka rzeźb Rodina + coś na kształt natleniacza – instalacja z natryskiem wody , wsłuchaliśmy się w kuranty Carillona , obejrzeliśmy flagi państw mających ambasady w Canberrze , Pola nakarmiła wodne ptaki , wreszcie w pełni krasy pokazała nam się fontanna. I tym sposobem niespiesznym krokiem dotarliśmy do przystanku. W luksusowym busie system kontroli podobny jak w NZ – kierowca ma listę pasażerów , pokazuje mu się bilet lub nr rezerwacji a on haczykuje przy nazwisku. Przejazd bez historii , Ania i Pola spały a ja patrzyłem za okno widząc wielka pustkę krajobrazu , za oknem tylko step i step – kompletne bezludzie. Cooma okazała się bardzo przyjemnym miasteczkiem – wrotami do gór śnieżnych. Liczy około 10.tys. mieszkańców i ma sporo starych budynków , hydroelektrownię i pomnik Kościuszki. Pełno tu hoteli , sklepów sportowych i knajp. Ludzi tylko nie ma – bo sezon narciarski zaczyna się w czerwcu i trwa 5 miesięcy. A ponieważ pustki , więc łatwo o dobry nocleg. Spać trzeba w hotelu – bo w dzień jest max +12 , a w nocy spada do ok. +2. Wysokość to ok. 850 m npm. BunkHouse za 60 AUD – to jedno z przyjemniejszych miejsc w naszej podróży. Coś na kształt górskiej kwatery – przestronny pokój w drewnie z klimatycznym wystrojem , w pełni wyposażoną kuchnią i łazienką , ogrzewanie , TV , mikrofala , czajnik , lodówka , kuchnia gazowa z piekarnikiem , gary , toster – full wypas , myślę że łącznie ze 40 m2 powierzchni. To jest to !!! Humor od razu się poprawił , a i supermarket Coles z bardzo dużym wyborem dobrych towarów , no i bus do Thredbo chyba też jutro o 14:15 będzie. Wielkie pranie , oglądanie bajek i zbliża się 23 a Pola wciąż nie śpi – tak jej tu się podoba.