Wellington – Picton
Ranek klasyka McDonald , sklep na dworcu , potem jeszcze mała runda wokół tego drewnianego budynku co to go wczoraj przeoczyliśmy – naprawdę imponujący trzypiętrowy pałac ze zwieńczeniem lwem i jednorożcem. Potem zahaczyliśmy o polską ambasadę - pani prowadząca biuro średnio rozgarnięta , nie to co Renatka / przy okazji całuski /. Dowiedzieliśmy się , że: Christchurch ma zablokowane centrum i nie ma gdzie spać + są cały czas wtórne wstrząsy , telefon do nas z PL bez tego 0 przed 21 czyli 00642108266348 a z komórki zamiast 00 to + , bilet powrotny z AUS jest obligo inaczej nas nie wypuszczą z NZ , czyli trzeba będzie się rozejrzeć za biletem z Darwin do Dili lub Denpasar i kupić go jeszcze w NZ.
Potem busem do promu za 2 NZD odjazd z dworca kolejowego – nasz prom Interislander ze 2 km od dworca w stronę przeciwną niż centrum i lotnisko , które jest z 5 km od dworca. Na promie jest podajnik jak w samolocie i garby zabierają. Z wyspy na wyspę można dostać się na kilka sposobów: wpław , kajakiem , żaglówką - za free , samolotem lub szybką motorówą za około 100 NZD/os lub promem za około 60 NZD/os , 100 NZD auto i 120 – 140 NZD camper. Promy obsługują 2 firmy obcy BlueBridge odpływa z portu tuż przy dworcu lub nasz Interislander. Nasz , bo działa na niego nasz bilet autobusowy. 3 statki są do wyboru: Arahura , Aratere i Kaitaki. Nam los ofiarował Aratere: z 1998 roku z Vigo , ma 6 pokładów , robi 20 knotów , zabiera 60 wagonów , 20 tirów , 130 aut i max ok. 500 osób. Pali 35 litrów
ropy na minutę…. Tym sposobem 91 km pokonuje w 3:10 h. Najpierw płynie się przez zatokę wellingtońską , potem jest cieśnina Cooka , na koniec wpływa się w wąski kanał między wzgórzami Marlborough i tu widoki są znakomite. Na promie Polacy: para spod Wrocławia z bliźniakami po 6 lat. Jeżdżą do NZ już 1,5 miesiąca po wyspie N teraz drugie 1,5 spędzą na S. Wymieniliśmy się wrażeniami i tak minął rejs. Pola , albo bawiła się na placu zabaw , albo oglądała film , albo ganiała po schodach. Piwo - na pokładzie 7,5 NZD ; wniesione ze sklepu dworcowego 2 NZD. Picton bardzo urokliwe ok. 4 tys. ludzi , wokół wzgórza zielone , cisza , spokój , muzeum jakiegoś zrujnowanego niby klipra bez masztów – podobno 9 najstarszego na świecie na pewno nie jest to Cutty Sark, akwarium i sklep z super smażonymi rybami oraz super miejski szalet , w którym wszystko jest na guziki i gadające np. wodę od sedesu spuszcza się wkładając ręce pod kran nad umywalką , a papier toaletowy wychodzi ze ściany po naciśnięciu niebieskiego guzika – 1 naciśnięcie równa się 30 cm papieru. Z portu do pola namiotowego TOP10 idzie się max 30 minut. Pole pięciogwiazdkowe czyli 45 NZD/2os. Jest tu podgrzewany basen , plac zabaw , piękna trwa do rozbicia namiotu i family bathroom , a w nim głęboki brodzik na wysokości ok. 1 m wprost wymarzony dla Poli oraz wreszcie prysznic z wężem , a nie sztywny ze ściany. Chlapu-chlapu trwało z pół godziny. Zabrane dla Poli zabawki prawie w ogóle się nie sprawdzają; Pola goni mewy , co chwila jest plac zabaw , krawężniki , supersamy z wózkami , trawa itp. atrakcje. Dla Poli jest tu prawie raj do pełni szczęścia brakuje Mimi…. / Pola codziennie po parę razy wspomina Mimi mimi tam i pokazuje palcem gdzieś bardzo daleko /. Przy okazji buziaki dla sąsiadki - Marysi , jej wspaniałych rodziców i dziadków :). Rację mieli ci co mówili , że NZ to kraj wymarzony na wakacje z małym dzieckiem. Nie mieli racji ci co mówili , że tu nie ma owadów – meszka dziś tnie tak jak cięła nad Bajkałem 14 lat temu…. Jest 22:50 całe pole śpi od przynajmniej godziny w Polsce dopiero zaczyna się o tej godzinie nocne picie/życie..
Picton – Kaikoura
Całą noc padało , więc rano zwijaliśmy mokry namiot. Poszedłem do I-Site / punktu informacyjnego jest w każdym mieście / i kupiłem bilet na busa. Zajęło mi to pół godziny , bo akurat przypłynął wielki prom z emerytkami amerykańskimi zwiedzającymi Oceanię. Wracając znalazłem w trawie piwo puszkowe zamknięte i dobre do spożycia , nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to , że wczoraj w odległości 500 metrów też znalazłem i to jakie same….a chwilę przedtem widziałem 3 pijanych małolatów co wracali na łódkę z zakupami pijąc Steinlagery.
Po dwóch godzinach spokojnej jazdy z niesamowitymi widokami na ocean z jednej strony i wylegującymi się leniwie fokami na skałkach oraz górami po 2600 m npm z drugiej a także torem kolejowym raz z jednej raz z drugiej dotarliśmy do Kaikoury leżącej nad Oceanem Spokojnym. Miasto ma około 4 tys. mieszkańców i leży nad rzeką Kowhai. Znane jest głównie z wypraw statkiem na oglądanie wielorybów , delfinów , itp zwierzyny. Nam to nie jest dane biorą dzieci co mają co najmniej 3 lata , a Pola właśnie dziś skończyła 2 , więc może za rok… Tak czy siak wyprawa trwa 2h 45 min w tym z godzina dowóz i odwóz , kosztuje 145 NZD dorosły 60 NZD dziecko i jak się nie zobaczy wieloryba to zwracają 80% ceny. Płynie się statkiem około 2 – 3 km od brzegu , statek zabiera około 50 osób kursy są 3 razy dziennie , biuro firmy jest na dworcu kolejowym. Nie ma zwierząt morskich będą lądowe jest tu w odległości 4 km od centrum jakieś fajna farma dla dzieci z minizoo. Można w mieście robić mini walki po półwyspie gdzie są foki , klify i super widoki. Jutro to zobaczymy. Nocleg znaleźliśmy w hotelu Delfin po 49 NZD/2os. W cenie zupa. Hotel w starym stylu bardzo nam się podoba. Będziemy w nim spali 2 doby. Poli urodziny uczciliśmy kupnem książeczki o 3 świnkach , pluszaka oraz tortem z dwóch ciasteczek muffinowych. Dziś także po raz pierwszy kupiliśmy masło oraz wino nowozelandzkie dotychczas piliśmy australijskie… Zobaczymy co z tego wyniknie…..