Geoblog.pl    genek    Podróże    Wakacje 2022 - Indie i Nepal    podsumowanie
Zwiń mapę
2022
03
wrz

podsumowanie

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19780 km
 

Podsumowanie podzielę na takie same części, na jakie dzielę wyjazdy już od kilku lat.
PRZEJAZDY:
W czasie podróży korzystaliśmy z różnych środków transportu:
Samolot - 7 lotów, z czego na 2 loty bilety mieliśmy kupione wcześniej: z Warszawy do Bombaju i z powrotem, a na kolejne 5 dokupiliśmy kilka dni przed skorzystaniem: z Bombaju do Goa, z Koczi do Bangalore, z Bangalore do Bhubaneshwaru, z Delhi do Srinagaru i ze Srinagaru do Bombaju. W sumie ok. 16000 km. Za bilety zapłaciliśmy łącznie ok: 10000 zł.
Pociąg – 3 przejazdy z Ooti do Coonoor, z Puri do Kalkuty i z Kalkuty do Siliguri. W sumie ok. 1000 km za ok. 600 zł. Poza tym jeździliśmy metrem w Koczi, Kalkucie, Jaipurze i Delhi. Przejazdy były drogie, bo kupowane przez pośredników, którzy narzucali sporą marżę, myślę że z 50%, albo i lepiej, a poza tym wybieraliśmy klasę 3AC , czyli jedną z bardziej komfortowych. Cena biletu na metro zależy od liczby stacji, które się przejeżdża. System żetonowy, cena tak od 10 do 60 rupii za przejazd.
Autobus – ok. 30 przejazdów, to był główny środek transportu między miastami, autobusy były prywatne lub państwowe, mniejsze lub większe, dzienne lub nocne, z klimą lub bez, z łóżkami i siedzeniami lub tylko z siedzeniami. Przejechaliśmy nimi na pewno ponad 5000 km. Przejazdy po lądzie były raczej tanie i nie odczuwalne dla kieszeni, choć wiadome, że ta odległość te kilka tysięcy złotych kosztuje. Opłaty za przejazd wnosiliśmy w trakcie jazdy lub tuż przed. Na kilka nocnych autobusów korzystaliśmy z pośredników, co oczywiście wiązało się z przycinką.
Po miastach jeździliśmy głównie tuk-tukami, parę razy metrem, kilka razy taksówkami / kultowe taksówki są w Kalkucie / i raz uberem. Tuk-tuk na dogadanego, taka podstawowa stawka to 20 rupii za 1 km.
Ani razu nie jechaliśmy stopem.
Raz przejechaliśmy się rejsowym promem z Alapuzhy do Katajam jakieś 22 km. Korzystaliśmy też parę razy z łódek typu szikara, ale to w celach rekreacyjnych koło Alapuzhy, Puri i Srinagaru.
Samochodu z myślą że będziemy sami prowadzić nie wynajmowaliśmy i nie planowaliśmy wynajmować. Prywatnymi samochodami też nie jeździliśmy. Jeździliśmy za to rowerami po parku Keoladeo.
Generalnie przebyliśmy ponad 22 tys. km, czyli mniej niż planowaliśmy, bo odpadł Bangladesz i nie dojechaliśmy do Leh. Łącznie na przejazdy poszło ok. 40% kasy.
Przygód nie było, poza drobną stłuczką w Delhi, w trakcie jazdy tuk-tukiem która skończyła się obitymi kolanami. Samoloty o czasie. Pociągi punktualne. Jeden z autobusów rozkraczył się po drodze i musieliśmy podróż dokończyć tuk-tukiem. Był mały incydent z hauseboatem, którym mieliśmy pływać po jeziorze, bo trafili nam się oszuści, nie udało im nas się oszukać, ale łódki nie wypożyczyliśmy i plany na wieczór musieliśmy zmienić.
Wszystkie mapy miałem wgrane w telefon w postaci maps.me. Miałem też papierową mapę Indii i Nepalu. Często problemem było zlokalizowanie hoteli, bo były zaznaczone na maps.me nie w tym miejscu, co w rzeczywistości z odchyłką od kilkudziesięciu metrów do 3 km.
Nie mieliśmy szczegółowego planu wyjazdu, jeszcze na dzień przed wylotem nie mieliśmy pewności, że polecimy, bo wyszły nam pozytywne testy. Na szczęście testy wykonane ponownie po kilku godzinach wyszły negatywne. Gdyby nie udało nam się wyzdrowieć w te parę godzin, to planem B była Hiszpania elfem. Odnośnie Indii to mając bilety do i z Bombaju wiadomym było, że musimy zrobić kółko. Zastanawialiśmy się w którą stronę. Na miejscu zdecydowaliśmy, że antyclock. Mieliśmy kilka punktów węzłowych, które musimy zobaczyć: Bombaj, Goa, Hampi, Kerala, Puri, Kalkuta, Bangladesz, Dardżyling, Nepal, Waranasi, Kajuraho, Złoty Trójkąt, Amritsar, Kaszmir i Leh, z powrotem z Leh samolotem do Bombaju. Planowaliśmy, że po Kalkucie będzie Bangladesz. Zrezygnowaliśmy z tego z braku czasu, złej pogody i szajby wirusowej na granicy. Z powodu braku czasu odpuściliśmy również Khajuraho oraz Ladakh. Nie byliśmy również w parku narodowym Sundarban, głównie z powodu zbyt wysokiej ceny wycieczki.

NOCLEGI
W sumie było 50 noclegów, z tego 42 w hotelach, 2 na lotnisku, 4 w autobusach i 2 w pociągach. To był nasz kolejny wyjazd bez namiotu. Generalnie namiot w Azji jest zbędny, bo noclegi są tanie, łatwo dostępne i akceptowalne jakościowo. Przy wyborze hotelu kierowaliśmy się następującymi kryteriami: AC, Wi-Fi, ciepła woda, blisko centrum lub dworca. Budżet mieliśmy tak 120 zł na noc. Raz przekroczyliśmy go o ponad 2 razy, parę razy trafił się hotel 2 razy tańszy. Ze 3 hotele były z basenami, z których korzystaliśmy. Kilka razy trafiło się śniadanie, ale najczęściej bardzo skromne. Generalnie na noclegi poszło ok. 4,5 tys zł. Noclegi wybieraliśmy za pomocą booking.com. Kilka razy noclegi braliśmy z ulicy. Najdłużej w jednym miejscu spaliśmy 4 noce - w Puri, po 3 noce spaliśmy w Bombaju, Goa i Delhi, 4 razy po 1 nocy, reszta po 2 noce. Raczej spało nam się dobrze, choć kilka nocy było zakłóconych albo przez hałasy, albo przez nie działającą klimę.

JEDZENIE
Jedliśmy głównie w restauracjach o średniej klasie, jedzenia z ulicy raczej unikaliśmy. W tym klimacie raczej je się mało… Luksusowe restauracje omijaliśmy, ze 2 razy trafiły się fajne puby. Parę razy skorzystaliśmy z McDonaldsa, BurgerKinga lub KFC. Sami nic nie ugotowaliśmy, nic nie przyrządzaliśmy, bo w sklepach jedzenia kupić się nie da lub jest o nie bardzo trudno. Jedzenie było dość zróżnicowane, ale opierało się prawie zawsze na ryżu i kurczaku w wersji nie wege lub na ryżu i warzywach w wersji wege. Fajne były pierożki momo występujące w okolicach Himalajów. Smakowało nam też w Radżystanie. Kuchnia dość ostra. Wodę piliśmy butelkowaną. Od czasu do czasu piliśmy świeżo wyciskane soczki lub lassi, czyli koktajle oparte na jogurcie, u nas bardziej znane jako ajran. Ja sporo piłem coca-coli. Każde z nas miało po 2 problemy żołądkowe, ale po jednym dniu przechodziły. Najgorzej raz dopadło Polę. Alkohol jest dostępny, w Nepalu i Goa praktycznie wszędzie, w pozostałej części Indii trudno, bo tylko w specjalnych sklepach. W Nepalu piwo jest drogie, po kilkanaście złotych za puszkę, W Indiach trochę taniej, ale nadal w okolicy 10, za wyjątkiem Goa, gdzie cena jest porównywalna z Polską. Ceny są w obrębie danego stanu stałe i wybite na opakowaniu. Bardzo drogie jest piwo w knajpach nawet 40 zł i na lotniskach nawet 70 zł. Tam raczej pija się lokalne whiski lub rum, bo mają znacznie lepszy stosunek woltażu do ceny. Ja próbowałem to tylko 2 razy. Wina raczej tam nie występują. Ania pijała breezery.

ZDROWIE i BEZPIECZEŃSTWO
Mieliśmy standardowe ubezpieczenie AXA. Z uwagi na fakt, że jesteśmy nieszczepy, to musieliśmy mieć testy PCR nie starsze niż 72h i ich negatywne wyniki pokazywać przy przekraczaniu granic. Mieliśmy takowe na wlocie, ale nikt w Bombaju ich nie sprawdzał, może dlatego, że ich skan był w karcie lokalizacyjnej, którą musieliśmy wypełnić przed wylotem i która była sprawdzana przy wejściu na teren Indii. Przy wjeździe do Nepalu dogadaliśmy się z oficerem, przy ponownym wjeździe do Indii musieliśmy zrobić testy w Nepalu. W Indiach i Nepalu na miejscu obostrzeń żadnych nie ma, w maskach też raczej nikt nie chodzi.
Na nic nie chorowaliśmy, na nic przed wyjazdem się nie szczepiliśmy, nie braliśmy żadnych leków poza węglem w przypadku biegunek, nie używaliśmy żadnych ochronnych ciuchów, nie widzieliśmy żadnych robaków czy komarów poza Srinagarem, gdzie komarów było sporo. Nie spotkaliśmy praktycznie żadnego dzikiego zwierzaka poza kilkoma karaluchami. Na ulicach jest sporo bezpańskich psów, ale nie mieliśmy z nimi starć. Bywały też małpy, ale nic od nas nie chciały. Było bardzo ciepło, parno, wręcz duszno, bo lipiec i sierpień to pora deszczowa i wpływ monsuna jest dość mocno odczuwalny. Sporo było deszczu i często używaliśmy parasolek, ale deszcz nie przeszkadzał nam w realizacji planu. W Kalkucie była konkretna burza, po której w mieście była powódź i brodziliśmy po kolana w wodzie. Mgła straszliwa w Dardżylingu przesłoniła cele Himalaje i nic nie widzieliśmy. Chmury były w Pokharze i też niewiele widzieliśmy. W jeziorach, czy rzekach się nie kąpaliśmy. W morzach tylko moczyliśmy nogi, bo pływać się nie dało z uwagi na bardzo wysoką falę.
Temperatury nie były ekstremalne , max może ze 35 stopni, ale spora wilgotność znacznie podnosiła temperaturę odczuwalną. Najgorzej pod tym względem było w Orisie. Coś więcej niż krótki rękaw i inne buty niż sandały założyłem może ze 3 razy, głównie jak byłem w górach. W kilku meczetach kazali nam zakładać coś na siebie by nie było widać gołych nóg. Do kilku świątyń nas jako niewiernych nie wpuszczono.
Nocą raczej się po ulicach nie szwendaliśmy, ciemno robiło się tak koło 19. Raz szukaliśmy hotelu w Koczi w okolicach północy i trochę się baliśmy niepewnej okolicy. Ludzi spotykaliśmy przyjaznych. Terrorystów nie zauważyliśmy. Ze dwa razy chcieli nas oszukać, ale im się nie udało. Turystów za wielu też tam nie ma. 2 razy spotkaliśmy Polaków.
Ruch na ulicach jest bardzo duży, chaotyczny i nieuporządkowany. Jeździ sporo różnego rodzaju pojazdów, do tego szwendają się krowy. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i bardzo uważnie chodzić po ulicach, bo o wypadek łatwo, można też wejść w odchody krowie lub psie. Korki w dużych miastach są naprawdę spore. Jakość dróg słaba, szczególnie w Nepalu. Prędkość przemieszczania się tak ok. 30 km/h. Raczej chodników brak i trzeba chodzić po ulicach.
Drobną kasę trzymałem w portfelu w kieszeni, większą w innej kieszeni i nie miałem z tym żadnego problemu. Część kasy trzymała Ania. Co najmniej kilkanaście razy zostaliśmy naciągnięci i płaciliśmy więcej niż to było warte, szczególnie przy jeździe tuk-tukiem oraz przy kupowaniu biletów na przejazdy przez pośredników. Denerwujące jest to, że za zabytki płaci się kilkanaście razy więcej niż lokalsi. Denerwujące jest też to, że granica Indie/Nepal jest granicą tylko dla turystów, lokalsi przekraczają ją swobodnie.
Większość osób mówi po angielsku, ale mniej niż myślałem. Napisy bardzo często są tylko w lokalnych alfabetach, dotyczy to również menu w restauracjach i rozkładów jazdy autobusów i pociągów.
Bardzo dużo śmieci jest na ulicach, najwięcej chyba w Delcie Gangesu. Kerala i Kaszmir były dość czyste. O dziwo w miarę czyste są toalety i jest ich sporo. Łatwo też o dostęp do wody.
Roaming jest wszędzie poza Kaszmirem. Zasięg raczej jest. Lokalnych kart Sim nie kupowaliśmy. Korzystaliśmy z Wi-Fi w hotelach i restauracjach. Z rodziną i znajomymi rozmawialiśmy przez whatsup. Ani razu nie mieliśmy kontaktu z policją, a pogranicznicy byli generalnie OK, choć w Indiach nadmiernie służbiści.

KASA
Mieliśmy w gotówce 1500 euro, 1500 dolarów i 50 funtów. Przywieźliśmy 250 dolarów. Kasę wymienialiśmy w kantorach, które były dość trudne do znalezienia. Kurs raczej korzystny, oczywiście poza lotniskami, gdzie kurs był o jakieś 10% gorszy niż na mieście.
Za przeloty płaciłem przelewem.
Miałem revoluta, ale płaciłem nim może ze 2 razy. Generalnie revolut służył do podbierania kasy z bankomatu. Bankomatów jest sporo, ale tylko część z nich wypłaca kasę na karty nieindyjskie. Niektóre bankomaty pobierają opłaty 150 lub 300 rupii. Jednorazowo można wypłacić max. 10000 rupii.
Ceny są raczej niskie, choć benzyna kosztowała ponad 6 zł za litr. Wstęp do największej atrakcji czyli Taj Mahal kosztował 60 zł od os, ale dzieci do 15 lat za free , więc wyszło po 40 zł, czyli tanio. Tak standard po 30 zł od os za atrakcję unescową i kilka zł za nieunescową. Jedzenie w średniej knajpie to ok. 10 zł od os.

WIZY
Tego bardzo nie lubię , ale znosić dzielnie muszę.
Do Indii jest e-visa. Wyrobienie jej jest proste. Aplikuje się przez stronę, załącza skan foty i paszportu, płaci 40 usd za wizę ważną rok i umożliwiającą wielokrotny wjazd i dostaje się na maila papier, który trzeba wydrukować. Na granicy pokazuje się ten papier i dostaje pieczątkę do paszportu.
Do Nepalu jest podobnie, tylko płaci się na granicy po 30 usd i wiza jest ważna 15 dni. Ważne jest to by przybyć na to przejście graniczne na które się aplikuje. Obecnie dla turystów czynne są tylko 2 przejścia między Indiami i Nepalem: Roxoul i Sinauli.
Generalnie na wizy wydaliśmy ok. 1000 zł , czyli w normie.

CO ROBILIŚMY
Generalnie udało nam się zrealizować ok. 80% tego co mogliśmy, głównie z powodu ogólnego zmęczenia. Zamiast ganiać po zabytkach woleliśmy się wyspać. Tym razem odpuściliśmy góry, bo taki był warunek Poli. Jak byliśmy w górach to skupialiśmy się na ośrodkach miejskich bez wyjścia na trekking.
Byliśmy w 2 nowych dla nas państwach: Nepalu – 9 dni i Indiach – 41 dni oraz ich stolicach: Kathmandu i New Delhi.
W tej chwili byliśmy z Anią w 102 państwach i quasipaństwach , a Pola w 97. Tę pasję będziemy kontynuować. Może wkrótce się uda spełnić to dawno przeterminowane marzenie 100 krajów Poli na jej 10 lat.
Wyjazd głównie się skupiał na miastach, plażach, jeziorach i obiektach z listy Unesco.
Odnośnie obiektów z listy Unesco to widzieliśmy ich 20, z czego 3 w Nepalu: Kathmandu, Lumbini i Chitwan oraz 17 w Indiach: Agra Fort, dworzec kolejowy w Bombaju, Goa, Fatehpur Sikri, Hampi, Fort w Jaipurze, Grób Humayuna w Delhi, Jaipur, Keoladeo, kolejki w Ooti i Dardżylingu, Minaret w Delhi, Red Fort w Delhi, Konarak, Taj Mahal, Jantar Mantar w Jaipur, Bombaj, Ghaty Zachodnie. Nr 1 wiadomo: Taj Mahal. Podobało nam się też Hampi i Kathmandu W tej chwili obiektów z listy Unesco widziałem coś koło 413. Tę pasję będę kontynuował.
Generalnie wyjazd był bardzo ciężki, każdy z nas schudł po 1 kg. Poza odbiciem się od granicy nepalskiej przy Siliguri nie mieliśmy większych zamotów, wymian zdań, problemów zdrowotnych, nikt nas nie pobił, nie okradł i nie oszukał, a jak oszukał to na mało…, nic nie zgubiliśmy, poza jedną z Poli koszulek, która zostawiliśmy w hotelowym pokoju, niewiele znaleźliśmy, no może ze 30 rupii. Tempo wyjazdu zmniejszyliśmy poprawiając jednocześnie standard hoteli, inaczej by się nie dało wytrzymać. Zmęczenie minie szybko, a wrażenia zostaną na całe życie. Pola na tym wyjeździe rozwijała swoje 2 nowe pasje: robienie zdjęć i konwersacje po angielsku.
Tempo wyjazdu mimo pewnego poluzowania i tak było ostre, ale my takie jeszcze lubimy, w końcu jesteśmy GENEKTEAM!!!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (9)
DODAJ KOMENTARZ
Łukasz Słodecki
Łukasz Słodecki - 2022-09-03 07:55
Pozdrawiam i gratuluję kolejnego udanego wyjazdu.
 
stock
stock - 2022-09-03 08:24
To 400. UNESCO Ci pękło w tym tripie, gratulacje!
 
zula
zula - 2022-09-03 09:16
Uwielbiam czytać Twoje podsumowanie!
Wszystko dłoni...jasno i czytelnie- dziękuję GENEKTEAM I życzę kolejnego wyjazdu!
 
zula
zula - 2022-09-03 09:26
Przepraszam - Powino być :
Wszystko na dłoni.
Pozdrawiam
 
mikasz
mikasz - 2022-09-03 20:28
Trip niesamowity - GRATULACJE !!!
Tempo bardzo ostre i przebieg imponujący. Mnie chyba najbardziej wykończyłoby te 5tys. kilometrów autobusami ze średnią 30km/h. Koszmar. Niemniej jednak pękam ze zdrowej zazdrości.
 
marianka
marianka - 2022-09-03 21:19
GENEKTEAM - jesteście niezmiennie inspirujący i przecieracie geoblogowe szlaki! Szacun za ten trip i konkretne tempo! Trzymam kciuki, żeby zmęczenie szybko przeszło i czekam na Wasze kolejne relacje!
 
zielonagora
zielonagora - 2022-09-07 19:31
Maga !!! Szacunek dla Waszej trojki!!!
 
migot
migot - 2022-09-08 19:29
Kolejny ambitny i imponujący wyjazd, brawo :)
 
jowa31
jowa31 - 2022-10-19 01:03
Gratulacje, fajnie, że wyjazd udał się Wam, pozdrawiam
 
 
zwiedzili 52% świata (104 państwa)
Zasoby: 1504 wpisy1504 3788 komentarzy3788 16883 zdjęcia16883 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
07.12.2023 - 27.01.2024
 
 
31.07.2023 - 29.08.2023
 
 
10.02.2023 - 25.02.2023