PODSUMOWANIE:
Podsumowanie podzielę na takie same części na jakie podzieliłem 3 lata temu podsumowując południową Afrykę i 2 lata temu podsumowując Iran i okolice i rok temu podsumowując Niemcy i Szwajcarię
PRZEJAZDY
Tym razem naszym podstawowym i praktycznie jedynym środkiem transportu był elf. Przejechaliśmy w 38 dni 9750 km / średnio lekko ponad 250 km/dziennie / spalając 694 litry za które zapłaciliśmy ok. 4300 zł. Wychodzi spalanie na poziomie 7,1 l/100 km, czyli zbliżone do tego jakie zostało zanotowane 1, 4 i 7 lat temu, gdy też elfem po Europie jeździliśmy. Dodatkowo elf zużył 2 litry oleju. Cena benzyny nieco wyższa niż w Polsce. Średnio tak po 1,6 euro , w Holandii nieco drożej , w Andorze trochę taniej. Drogi poza Francją są darmowe. We Francji na autostrady wydaliśmy tak z 500 zł , średnio wychodzi tak 0,4 zł/1 km. W Polsce po autostradach nie jeździliśmy , albo jeździliśmy po bezpłatnych odcinkach. Przygód większych nie zanotowano. Tylko raz widzieliśmy stopowiczów, ale jakoś ich nie zabraliśmy , nie wiem czemu, może temu, że nie wiedzieliśmy gdzie chcą jechać. Pewnie boją się wirusów, albo studenty mają już własne bryki. Jazda elfem po miastach wiąże się z wnoszeniem opłat za parkingi. Normalnie to tak było koło 1 – 1,5 euro za godzinę, co uważaliśmy za akceptowalne , czasami udało się trafić bezpłatny parking, czasami trzeba było jednak płacić po 3 euro za godzinę, co jest stawką dość wysoką. Parking Disneylandu kosztuje 30 euro , co uznaliśmy za stanowczo za drogo i zaparkowaliśmy ze 3 km wcześniej na bezpłatnym miejscu. Z kilkaset złotych na parkingi zeszło na pewno. Po Paryżu nie jeździliśmy elfem tylko metrem – w sumie 3 przejazdy x 3 bilety po 2,20 euro.
NOCLEGI
Na 37 nocy: 13 spędziliśmy w hotelach, 1 w domu u koleżanki, 10 na dziko, a pozostałe 13 na polach namiotowych. Ani razu nie spaliśmy 2 noce w jednym miejscu , raz w Andorrze spaliśmy 3 noce w jednym miejscu. Jedną noc spaliśmy w Polsce, po 3 w Niemczech, Belgii, Holandii i Andorze, pozostałe 24 we Francji. Za noclegi w sumie wyszło nam 3900 zł, czyli średnio jakieś 105 zł za noc, czyli bardzo tanio. 12 noclegów było darmowych, za jedno z pól szwajcarskich zapłaciliśmy ponad 200 zł, czyli bardzo drogo. Pola namiotowe wyszukiwałem za pomocą aplikacji maps.me , hotele za pomocą booking.com. Parę razy zdążyło nam się że był full lub sanitarpass i musieliśmy szukać innego pola. Nieraz po 22 był zamknięty szlaban i nie dało się wjechać , nieraz szlaban był otwarty i dało się wjechać i zapłacić za nocleg rano lub w ogóle jak recepcja rano też była nieczynna. Standard pól zróżnicowany: zdarzały się wypasy z basenami, restauracjami i sklepami. Zdarzały się praktycznie nic niemajace. Podłoże raczej zawsze było równe i trawiaste. Toalety z bezpłatną ciepłą wodą , tylko raz prysznic był dodatkowo płatny. Czasami trafialiśmy na pola będące w rzeczywistości czymś na kształt ogródków działkowych , gdzie praktycznie wszystkie miejsca są na stałe zarezerwowane przez przyczepy lub campery. Z uwagi na wirusa w łazienkach często czynne były co druga toaleta lub umywalka , również w knajpach, co drugi stolik musiał pozostawać wolny. Były płyny do dezynfekcji. Ludzie raczej wirusa olewali , choć zdarzali się tacy co chodzili w maseczkach.. Raczej na każdym polu było bezpłatne Wi-Fi , z tym że w większości tylko w okolicach recepcji. Generalnie z netu korzystaliśmy z własnej sieci komórkowej. Oczywiście problem z dostępem do prądu jest ogólnie znany. Telefony ładowaliśmy w elfie. Laptopa jak się trafił kontakt.
JEDZENIE
Jedliśmy to co i w Polsce byśmy jedli. Śniadania robiliśmy przed namiotem we własnym zakresie w produktów zakupionych w supermarkecie. Obiadokolacje albo jedliśmy na mieście, albo przed noclegiem. Sporo gotowaliśmy, bo mieliśmy dużą butlę gazową. Restauracje raczej były dla nas niedostępne , bo albo sanitarpass, albo drożyzna. Z alkoholi piliśmy wino lub piwo. W Niemczech i Andorze produkty są do 2 razy tańsze niż w Polsce, we Francji, Belgii i Holandii do 2 razy droższe. Przy okazji dziękujemy Mikaszowi za ugoszczenie nas w Bretanii i pomoc książkowo-listową.
ZDROWIE i BEZPIECZEŃSTWO
Nie mieliśmy żadnego ubezpieczenia, poza EKUZ
Na nic nie chorowaliśmy, na nic przed wyjazdem się nie szczepiliśmy, nie braliśmy żadnych leków, nie używaliśmy żadnych ochronnych ciuchów, nie widzieliśmy żadnych robaków czy komarów. Nie spotkaliśmy praktycznie żadnego dzikiego zwierzaka. W morzach, jeziorach, czy rzekach poza kilkoma wyjątkami się nie kąpaliśmy. Nie mieliśmy żadnych kłopotów żołądkowych. Raczej po zachodzie słońca byliśmy już na miejscu zakwaterowania.
Pogoda była zmienna, ale raczej przeważało słońce, choć upału nie było. Deszcz często padał, ale albo przelotnie, albo nocą, albo jak akurat jechaliśmy elfem. Ani razu nie zwijaliśmy mokrego namiotu. Kilka razy była burza, ale akurat byliśmy w bezpiecznym miejscu. Lampa raz doszła do +30 i wtedy było ciężko, bo był Lucyfer / gorące i wilgotne powietrze gdzieś z Afryki/. Poza tym temperatury raczej były koło 20 stopni. Raz w nocy spadło do jakichś +8 i wtedy czułem że jest mi zimno. Dziewczynom w puchówkach lepszych od mojej nigdy zimno nie było.
Uchodźców praktycznie nie widać, poza Brukselą, gdzie jest ich pełno. Turystów też niewielu było. Raczej sami lokalsi zwiedzający swój kraj.
Ruch na ulicach raczej mały. Problem mieliśmy tylko jak jechaliśmy do Bretanii, bo wtedy chyba wszyscy Francuzi wyjechali na wakacje i ruch był spory, a tempo przemieszczenia się bardzo niskie.
Praktycznie wszyscy mówili po angielsku, trochę z tym problem jest na prowincji Francji.
Nic nie zgubiliśmy, znaleźliśmy raz 2,5 euro. W oceanie Ania utopiła okulary słoneczne i kluczyki do elfa, ale na szczęście kluczyki udało się wyłowić.
Zasięg w komórkach praktycznie cały czas był, choć czasami nie wystarczający na korzystanie z internetu. W Andorze za internet i rozmowy trzeba dodatkowo płacić, bo jest poza unią. Karty lokalnej nie kupowaliśmy, korzystaliśmy z Wi-Fi.
Nie mieliśmy ani razu kontaktu z policją. Raz zwinęliśmy się szybciej niż chcieliśmy , bo nadjechał na postój jakiś dziwny samochód i myśleliśmy, że to może kontrola sanitarna.
Z korawirusem mieliśmy kontakt tylko w TV lub internecie. Oczywiście z uwagi na wprowadzaną sukcesywnie segregację sanitarną mieliśmy sporo kłopotów i z kilku rzeczy musieliśmy zrezygnować / jaskinie unescowe / lub skorzystać z nich inaczej niż byśmy chcieli. Testy robiliśmy 2 razy: w Polsce dla 3 osób po 90 zł i we Francji dla 2 osób po 45 euro. Wydatek na testy potraktowaliśmy jak opłatę wizową do Francji lub zwiększoną opłatę za bilet do Disneylandu.
KASA
Mieliśmy 800 euro w gotówce. 200 euro podebrałem z bankomatu, bo brakło. Bardzo często płaciliśmy kartą Revoluta. Raz w Holandii karta nie chciała mi działać , ale ten czytnik nie czytał żadnej z naszych kart i musieliśmy zatankować elfa na innej stacji.
WIZY
Schengen rules. Żadnych opłat, żadnych kontroli na granicach. Baliśmy się trochę kontroli sanitarnych na granicach, ale kontrolerów żadnych nie było. Praktycznie zawsze chcieli ode mnie dokument przy meldowaniu się i praktycznie zawsze go skanowali, a raz wzięli jako depozyt i oddali dopiero rano.
CO ROBILIŚMY
Wiedzieliśmy, że z uwagi na wirusy Schengen nie opuścimy. Wybór praktycznie był tylko jeden. Myśleliśmy jeszcze o Hiszpanii zamiast Belgii i Holandii, ale uznaliśmy, że mamy trochę za mało czasu. Korekta planu z clock na anticlock wynikała z sytuacji powodziowej. Pierwotny plan generalnie zrealizowaliśmy, a nawet udało nam się dotrzeć do kilku miejsc, których nie mieliśmy w planach , a o których się dowiedzieliśmy w drodze.
Wyjazd był planowany na ok. 40 dni, skończyło się na 38 dniach , w przypadku moim i Ani i 42 w przypadku Poli. Wyjechaliśmy 2 dni później niż planowaliśmy głównie z powodu obowiązków zawodowych. Pola wróciła trochę później niż planowaliśmy. Z Zielonej Góry do Warszawy wracała sama pociągiem i to była jej najdłuższa samotna podróż. Przebiegła spokojnie.
Byliśmy w 6 państwach zachodniej Europy. Wszystkie znaliśmy wcześniej.
We Francji bardzo podobało nam się oczywiście w górach: Pireneje i Alpy oraz w Bretanii i Oksytanii. W Belgii i Holandii generalnie jest mało ciekawie i powtarzalnie.
Wyjazd głównie się skupiał na obiektach z listy Unesco oraz górach i plażach.
Odnośnie plaży to planowaliśmy ich znacznie więcej niż widzieliśmy, myśleliśmy tez że więcej czasu spędzimy w morzu lub oceanie, los nam jednak nie sprzyjał. W Perpignian padał deszcz i było zimno, W Biarritz były straszne fale , W Hadze i Bretanii było zimno , a w okolicach Bordeaux jakoś kąpać nam się nie chciało i zachwycaliśmy się tylko pięknymi plażami i wydmami.
Odnośnie najwyższych szczytów państw, to do naszej kolekcji dołożyliśmy Andorrę z Coma de Pedrosa 2942. Obecnie mam zdobytych 48 szczytów z KGŚ, Ania 38 , a Pola 34. Tę pasję będziemy kontynuować. Poza tym wjechaliśmy kolejką na Midi 3874, by pooglądać Mount Blanc i na Cortals 2511, by pooglądać Andorrę oraz zobaczyliśmy kilka fajnych szczytów w Pirenejach. Wjechaliśmy elfem także na jedną z wyższych przełęczy w Europie – val d”Isere 2770.
Z miast bardzo podobało nam się Rouen, Biarritz, Saint Malo, Brugge i trochę Antwerpia. Ciekawe jest Chamonix, Hawr i Rouen. Rozczarowały Albertville, Nancy, Utrecht, Brema, Haga.
Odnośnie obiektów z listy Unesco to widzieliśmy ich 51: 3 w Niemczech, 25 we Francji, 13 w Belgii i 10 w Holandii. Część z nich widzieliśmy już wcześniej. Wiele z nich uważamy na wpisane niezasłużenie , ot nic ciekawego , tak popierdółka. Kilka jednak zrobiło na nas spore wrażenie. Nr 1 to zdecydowanie Mount Saint Michel, nr 2 to Kinderkijk, nr 3 to Volklingen. Podobały nam się też: Brugge, śluzy, drukarnia, Provins, Causses i Sewenny oraz dom Rietvelda. W tej chwili obiektów z listy Unesco widziałem ok. 363. Tę pasję będę kontynuował. Miło wspominamy też niewpisane na Unesco wiadukt Millau i wydmę Pilat. Poli oczywiście najbardziej podobały się Disneyland, Paryż i Bruksela, które my widzieliśmy wcześniej.
Generalnie wyjazd kolejny raz nam służył: Genek zachował swoją wagę, Pola przytyła 2 kg, a Ania 3 kilo. Nie mieliśmy większych zamotów, wymian zdań, problemów zdrowotnych, nikt nas nie pobił, nie okradł i nie oszukał. Wirusy wymusiły na nas takie zachowanie , a nie inne, ale i tak uważam, że wyjazdowo zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Każda metoda walki z wirusem jest dobra, my wybraliśmy taką.
Tempo wyjazdu było ostre / czasami nawet za bardzo ostre / , ale my takie jeszcze lubimy, w końcu jesteśmy GENEKTEAM!!!