01.07.2019 Antalya – Bejrut
Wsiadamy do tramwaju, co łączy dworzec autobusowy z lotniskiem i jedzie przez centrum miasta , gdzie robi się przesiadkę na drugą linię co łączy centrum z plażą. Bilet w postaci karty magnetycznej dwuprzejazdowej za 6,5 TL, 2 x 2,75 TL przejazd + 1 TL karta.
Na plaży spędzamy kilka kolejnych godzin. Powietrze / woda tak 35 / 23. Aż dziw bierze , że woda jest tak zimna. Plaża podobna do tej w Batumi: kamienie , ostry spadek tuż przy brzegu , małe fale.
O 16.30 jesteśmy na lotnisku. Ładujemy się do Airbusa A320 linii Pegasus i po godzinie z drobnymi lądujemy w Bejrucie – stolicy Libanu. Bilet z bagażami jakieś 220 zł. Na lotnisku krótka rozmowa z oficerem imigracyjnym: pokazujemy bilet wylotowy i rezerwację hotelu oraz mówimy że nie jesteśmy dziennikarzami i już jesteśmy w Libanie. Wiza darmowa wbita w paszport w postaci pieczątki z dopiskiem , że ważna 30 dni. Oczywiście pan przeglądał paszporty , czy aby nie ma w nich izraelskich pieczątek. Ciemno robi się tu parę minut po 20 , czyli właśnie się zrobiło. W obiegu są dolary amerykańskie oraz liry libańskie. Przelicznik 1000 LL = 0,66 USD , co oznacza , że ceny dzielimy na 400. Przechodzimy z buta jakiś kilometr do skrzyżowania i tu łapiemy busika w stronę dworca Charles Habou , gdzie mamy na 4 noce zarezerwowany hotel. Cena za noc 180 zł. Pokój norowaty, ale ciepła woda i klima są. Wi-Fi dodatkowo płatne. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na jedzenie. Falafele i kebaby tak po 5000 LL , piwo Bejrut lub Almaza tak 1500 LL w sklepie , 2000 LL w knajpie , 3000 LL na plaży. Benzyna 25000 LL/litr. Busik do hotelu 1000 LL , my płacimy jednak po 2000 LL , bo kierowca przycina nas za plecaki.
Po 23 padamy. Liban to mój i Ani 95 kraj w którym jesteśmy. Pierwsze wrażenia pozytywne – mieszanka islamu i chrześcijaństwa , ludzie noszą się po europejsku. Gadają albo po arabsku, albo po francusku , albo po angielsku.