Pociąg Polonez do Moskwy odjeżdża z Gdańskiej o 16:12. Oprócz wagonów sypialnych do Białorusi i Rosji niedostępnych w komunikacji krajowej są też ze 3 wagony do Terespola. Bilet kosztuje 50 zł. Jedzie się rozkładowo niecałe 3 godzinki, a w rzeczywistości 3 z kawałkiem, bo dochodzi planowe opóźnienie. W Terespolu nasze wagony odczepiają , więc próbujemy się wbić w te międzynarodowe. Obsługa jest polska i nieubłagana. Nie wpuści. Pociąg o 19:27 odjeżdża bez nas. Musimy czekać na następny, kursujący na trasie Terespol – Brześć i odjeżdżający za ponad 2 godzinki o 21:59. Bilet na niego kosztuje równowartość 3 euro, czyli około 12,50 zł. Tym sposobem przejazd do Brześcia z Warszawy wychodzi 62,50 zł. Gdyby pojechać Polonezem, to bezpośredni bilet do Brześcia kosztuje 180 zł, a do Mińska ok. 300 zł. My do Mińska dojedziemy za mniej niż 75, ale do tego jeszcze dojdziemy… na razie idziemy do podstawowej knajpy pod dworcem i pijąc browarek w magicznej cenie 2,80 zł za butelkę czekamy na swój pociąg.
Pociąg białoruski , wagony płat’kartne, w sam raz dobre na 20 minut drogi. Wejście do pociągu banalne. Krótka polska odprawa graniczna , potem białoruski kanar sprawdza bilet przy wejściu do wagonu i odjazd. W pociągu około 150 osób, w tym około 50 tzw „kibiców” , reszta to handlarze lub studenci. Przekraczamy Bug, dodajemy godzinę do naszego czasu i jest Białoruś. Tu odprawa paszportowo-wizowa. Wyjątkowo sprawna. Oczywiście wypełnić trzeba nieśmiertelną karteczkę. Co się tam wpisze to nieistotne, ważne by ją wypełnić i podpisać. Nikt się o nic nie pyta, nikt nic nie chce, nikt w niczym nie grzebie. Pokazuje się paszport, karteczkę , bilet na mecz i już się jest w Białorusi. Bilet jest skanowany i rejestrowany, drugi raz się na niego nie wjedzie. Trzeba go natomiast trzymać, bo będzie sprawdzany przy wyjeździe. Całość odprawy zajęła max 15 minut.
W czynnym całą dobę bankowym kantorze na dworcu wymieniamy dolary na ruble białoruskie, kurs jest prosty 1 USD = 10000 BYR., czyli około 3300 BYR to 1 zł. Co ciekawsze widły w bankach są minimalne. Kupno 10000 BYR , sprzedaż 10060 BYR, czyli bank na kupnie/sprzedaży 100 dolarów zarobi niecałe 2 zł. Widły na euro są nieco większe, ale nadal minimalne. Złotówki też są wymienialne, ale się nie opłaca, bo tu już widły większe. Karty bankomatowe i kredytowe podobno w niektórych miejscach działają tylko wydane przez białoruski bank, więc na Białoruś wwozimy dolary.
Jest nas trójka. Oprócz Genka: Pati i Maciunia, którzy byli na Białorusi 2 tygodnie temu i obczaili podstawowy hotel w Brześciu 3 minuty od dworca, w którym nocleg w trójce kosztuje 420000 BYR, czyli około 45 zł/os, co jak na warunki białoruskie jest bardzo tanio. Hotel typu breżniewowski beton ma ze 150 pokoi, czyli w sam raz na obecne czasy. Zajętych jest ze 2. Jest już po północy. Padamy. Długo się nie naspimy, bo pociąg do Mińska mamy o 5:50.
Rano moczy nas straszliwy lejwoda. Schniemy w pociągu. Bilet kosztuje 38.900 BYR , czyli ok 11 zł na ponad 300 km jazdy. Jedzie się 4:40 , średnia ponad 60 km/h – bardzo przyzwoita, pociąg czysty – typu elektriczka, siedzenia niedrewniane – luz, ale spać ciężko, bo sporo kłębów. O 6:30 odjeżdżał pociąg bardziej ekskluzywny z wagonami plat’kartnymi po 76.000 BYR i kupiejnymi po ok. 100.000 BYR, czyli najdroższy bilet na 300 km jazdy w Białorusi kosztuje 30 zł. Pociąg ten jedzie jednak niewiele szybciej, bo 3:45, choć zatrzymuje się tylko raz, w Baranowiczach.
Po pociągu nikt nie chodzi, nikt nic nie sprzedaje. Spokój cisza. Jedzie się raczej przez tereny opustoszałe. Wsie porozrzucane, miasta nieliczne. Wkoło lasy, łąki i pastwiska. Gdzieniegdzie pola.
Przyjeżdżamy punktualnie. W Mińsku jest dobra informacja odnośnie mistrzostw świata. Są informatorzy na dworcu, są darmowe mapki, są specjalne autobusy dowożące pod hale Czyżowka i MińskArena, gdzie odbywają się mecze.
Zjadamy śniadanie w barze Stołowaja naprzeciwko dworca. Tu pierwszy kontakt z lokalnymi cenami. Piwo ma cenę polską. W sklepie ok. 3 zł, w podrzędnej knajpie ok. 4 zł , w porządnej nawet 10 zł. Piwo jest lokalne typu: Lidskoje, Bobrow, Reczickoje , w wielu przypadkach lokalne browary są już własnością zachodnich koncernów, np. Bobrow i Reczickoje są Heinekena. Są też piwa rosyjskie typu Baltika i europejskie typu Tuborg, czy Złoty Bażant. Wódka jest nieco tańsza niż w Polsce, ale za pół litra te 12 – 15 zł w sklepie trzeba zapłacić. Żarcie ma ceny zbliżone do polskich: byle jaka zupa – 5 zł, danie z mięsem – 15 zł., danie typu kluchy – 8 zł , kawa – 2 zł, hotdog – 5 zł, kibel – 0,80 zł. W sklepach podobnie, a jak dołożyć do tego, że w Białorusi nie ma dyskontów typu Biedronka , czy Żabka, a tym bardziej supermarketów, więc przestaje dziwić to, że Białorusini przyjeżdżają do Polski na zakupy i wykupują co się da. Tanie są tu natomiast fajki: paczka ok. 2 – 3 zł, benzyna: litr ok. 2,50 zł i przejazdy: żeton na metro ok. 1 zł. Drogie i trudnodostępne: noclegi. Cena w podrzędnym hotelu – 300 zł za dwójkę to normalka.
Podjechał autobus - nówkaMan i za darmo zawiózł nas do hali Czyżówka, gdzie o 12:45 rozpoczyna się mecz Norwegia – Francja, na który mamy bilety. Jedzie się pół godziny. Hala jest na SE obrzeżach miasta przy obwodnicy. Ulice szerokie, trzy-czteropasmowe, w dobrym stanie , samochodów prywatnych nie za dużo. Bywają auta nowe, ale przeważają kilkunastoletnie sprowadzane z Niemiec, poradzieckich – prawie nie widać. Komunikacja miejska: autobusy, trolejbusy i tramwaje – również przeważają nowe lub lekko używane, zachodniej produkcji.
Hala – nówka sztuka o pojemności 9600 osób wybudowana specjalnie na mistrzostwa. Wejście normalne, plecaki się zostawia w bezpłatnej przechowalni bagażu. Mecz jak mecz – po karnych wygrywa Francja 5:4. Drobny zamot – bo gdzieś Maciunia zapodział portfel z kasą. Lokalne władze przyjmują zgłoszenie: dzwonią po autobusach, zajezdniach i dziwnych miejscach. Portfel się odnajduje po parunastu minutach w plecaku Pati. A to luz.
Świeci piękne słońce: spacerujemy nad jeziorkiem Czyżówka, wkoło pełno placów zabaw, park, zoo, obiekty do uprawiania sportów, idealne miejsce do odpoczynku. Z buta idziem do metra jakieś 2,5 km. Blokowiska betonowe, typowe dla architektury sowieckiej. Metro ma 2 linie krzyżujące się w centrum miasta. Czysto, schludnie, bezpiecznie, bez pijaków i bandytów, a i milicji specjalnie też nie widać. Dojeżdżamy do centrum i zaczynamy zwiedzanie miasta.
Mińsk ma około 2 mln ludzi , na ok. 10 mln mieszkających w kraju. Kraj dzieli się na 6 obwodów z ośrodkami administracyjnymi w: Homlu, Mohylewie, Witebsku, Grodnie, Brześciu i właśnie Mińsku – będącym jednocześnie stolicą.
Białoruś nie ma tożsamości narodowej. To jedno z tych państw, które nie powinno istnieć i powstało tylko dlatego, że kiedyś było jedną z republik większej jednostki, która się rozpadła na części. Proponowana narodowa flaga biało-czerwono-biała i narodowy herb – pogoń się nie przyjęły. Mocniejsze okazały się flaga i herb Białoruskiej SSR. Tu nikt po białorusku nie mówi i mało kto ten język zna. Napisy po białorusku widziałem tylko w środkach komunikacji publicznej i w nazwach ulic. Cała reszta jest po rosyjsku. Rosja i Białoruś – to praktycznie jedność. Tu nie ma dążenia do samostanowienia lub integracji z Unią. Nie ma szarpaniny jak na Ukrainie. Nie ma podziału kraju na polski zachód i rosyjski wschód. Nie ma narodowych bohaterów, poetów, czy muzyków. Nie ma historii walki o niepodległość. Nie ma dostępu do morza, nie ma gór, nie ma zabytków, niczego nie ma. Katyń – to Chatyń , Polak – to Białorusin, Jan Paweł II – to Lenin , a Niemiec – faszysta, to wróg największy już od czasów krzyżackich. Na pomnikach stoją Lenin i Dzierżyński. Główne ulice miast nazywają się tak jak się nazywały , sklepy wyglądają tak jak wyglądały, ludzie myślą, tak jak myśleli. Jest jak było. I tak ma zostać.
Mińsk – to wzór komunistycznej odbudowy miasta. Zniszczony prawie doszczętnie w czasie wojny został podniesiony z gruzów zgodnie z obowiązującymi w tym czasie wytycznymi. Ulice w układzie gwiaździstym , szerokie , wielopasmowe , połączone okrągłymi obwodnicami o coraz to większych promieniach. Olbrzymie place , rozłożyste tereny zielone , tysiącpokojowe hotele , gigantyczne zakłady przemysłowe , monstrualne gmaszyska mieszczące siedziby centralnych urzędów , kinoteatry na kilka tysięcy miejsc , stadion na 100 tysięcy miejsc. Wszystko, co potrzebne ludziom pracy do pracy i odpoczynku. A turysta? A kto to jest turysta? Czy to, aby nie jaki szpieg. Po co jeździć do innego miasta, jak w naszym wszystko jest? I to jeździć bez przewodnika z zakładowego komitetu sportu i rekreacji, w sposób niezorganizowany, bez wcześniejszych rezerwacji, bez zamówionego jedzenia. Plan tego nie przewiduje, a jak plan tego nie przewiduje to tego nie ma, jest to niepotrzebne.
Zwiedzanie zaczęte o 15 kończymy o 23. Wracamy na dworzec, kupujemy bilety na plat’kartnyj do Grodna i za mniej niż 15 zł za osobę mamy zarówno nocleg jak i przejazd. Jechać nocnym pociągiem w Białorusi to podstawa przeżycia. Nie tracisz kasy na hotel i nie tracisz czasu na przejazd. Rano jesteśmy już przy polskiej granicy.
W Mińsku widzieliśmy właściwie wszystko, co miasto ma do zaoferowania. Podobały nam się:
• mini starówka z ratuszem, pomnikami szlachcica i dorożki, domem Moniuszki i kilkoma historycznymi cerkwiami, soborami i monastyrami
• rzeka Swisłocz z wyspą Łez, na której jest pomnik poległych Białorusinów w Afganistanie , pięknymi widoczkami na pływające łódeczki i zdobione domy na ulicy Komunistycznej oraz nabrzeżem wzdłuż Prospektu Pieramożcał na którym zlokalizowano po jednej stronie strefę kibica z występami ludowych artystów oraz grupy Korn w Pałacu Sportu i DownTown po drugiej stronie
• Kastrycnicka Płoszcza z Pałacem Kultury i Pałacem Republiki
• Główna ulica miasta – czyli prospekt Niezależności; na odcinku od placu Niepodległości do placu Zwycięstwa – idealny kandydat do wpisu na listę Unesco
• stacja metra Niamira z leżącymi przy wejściu do niej stosami róż upamiętniającymi ponad 50 ofiar stratowanych podczas paniki, jaka wybuchła z 10 lat temu , gdy w trakcie koncertu przepłoszył ludzi lejwoda
• okolice ulicy Babrujskiej z dwoma budynkami w kształcie wież zapraszającymi do wejścia w miasto oraz nowoczesnym dworcem autobusowym stykającym się z monumentalnym dworcem kolejowym.
Nie widzieliśmy leżących nieopodal: Biblioteki Narodowej z ciekawą nowoczesną architekturą, kopca Zwycięstwa, wioski Chatyń, twierdzy Mir, Pałacu w Nieświeżu i iluśtam innych cudaków.
W niedzielę od 5:45 do 16:55 snujemy się po Grodnie. Majestatyczny dworzec kolejowy, pomnik Lenina , dom i pomnik Orzeszkowej , pomnik czołgu-bohatera , nowy i stary zamek , piękne widoki na Niemen , ulica Sowiecka – główny ciąg komunikacyjny starówki, plac Sowiecki z głównymi zabytkami – polskimi kilkusetletnimi kościołami i budynkami z czasów Batorego , XI - wieczna półdrewniana, półkamienna cerkiew, wieża strażacka, popolskie budynki, jakieś straszne muzeum farmacji i już powrót.
Patrząc na to, co Rosjanie zrobili z pięknego polskożydowskiego Grodna chce już wracać do domu. Szybka odprawa: pokazuję bilet, paszport oraz karteczke i już jestem w pociągu do Białegostoku. Postój w Kuźnicy na przetrzepanie wagonu , przesiadka w Białymstoku i po 7 godzinach Warszawa. Koszt powrotu to 70 zł: 45400 BYR , czyli ok. 15 zł bilet do Kuźnic i 55 zł bilet do Warszawy. Tak kończy się białoruski weekend. Szkoda, że tak krótko. Państwo to warte jest odwiedzin na znacznie dłużej. Jest w miarę tanie, bezpieczne, czyste, spokojne, łatwo się po nim przemieszcza i porozumiewa. Minusy to kompletny brak bazy turystycznej, niewielki wybór jedzenia, mało sklepów i ciekawych miejsc do zobaczenia.
Acha jeszcze tradycyjnie coś o pieniądzach. Nie ma monet, są tylko banknoty. Spotkałem je o nominałach od 50 do 200.000 rubli. Łącznie 10 różnych banknotów, bo w obiegu nie ma 200 i 2000 BYR. Są tych samych rozmiarów i przedstawiają obiekty architektoniczne w różnych miastach. Uwaga: banknot o nominale 50 rubli to równowartość około 1,5 grosza !!!! Jest dość sporo inflacja, myślę ze ponad 50% , więc pewnie niebawem pojawi się banknot 500.000 BYR.